Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kundello21 z miasteczka Rzeszów - Racławówka. Mam przejechane 49632.67 kilometrów w tym 8783.23 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.91 km/h Ale liczy się jakość, a nie ilość...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Jeździmy pod patronatem Forum Rowerowe Bikeforum.pl :
  • Najlepsze forum 

rowerowe

  • Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy kundello21.bikestats.pl

    Archiwum bloga

    Dane wyjazdu:
    238.27 km 0.00 km teren
    09:05 h 26.23 km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Rekord nie pobity, ale ja czuję się pobity

    Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 07.06.2012 | Komentarze 15

    Pewnego dnia napisał do mnie Bartek, że jest pomysł, by zrobić taki pseudo wyścig szosowy, na tym co kto ma. Dystans około 240 km. No to jasne że się zgodziłem:D Jeszcze ekipa swoja. Pożyczyłem od Asi rower, wpakowałem mu oponki 32. Rower stał się taką mocniejszą szosówką, bo jednak ma amora, koła 28 i sztyca amortyzowana, która działa (moja dupa jest uratowana:P)

    Wyjazd około 5.30
    Jechało mi się jakoś kijowo. Postarałem się jednak cisnąć, myśląc że jakoś się rozruszam. Pozycja na rowerze jednak nie jest dla mnie. Asi odpowiada, ale dla mnie za krótko, bo mostek już jest krótszy. Przez całą drogę bolały mnie lędźwie i to cholernie przeszkadzało w mocniejszym tempie. Postarałem się dać dupę maksymalnie w tył i ręce na końce rogów i było lepiej.

    W Boguchwale od razu zdjąłem kurtkę, bo jednak za gorąco. Rano asfalty mokre, ale pogoda ok.

    Jadę i jadę... no bo co tu można opisywać. Trasę każdy zna. Asfalt dośc dobry.
    Przed Brzozowem dostaję kopa i cisnę długi czas około 40km/h, a dobra jazda kończy się w Sanoku, gdzie osiągam średnią 30km/h. Niestety nagle mi się odechciewa (może przez te cholerne dziury) i średnia systematycznie spada. Podjazd na serpentynę w Zagórzu nawet idzie sprawnie, ale nie ma powera.

    Zjazd do Leska jest fajny :) Najgorzej jechało mi się do Polańczyka. Istna masakra. Zero mocy. Stoję i gapię na takie widoczki:

    Wcinam co mam i jadę do Soliny. W Solinie zdjęcia na zaporze. Tam licznik wskazuje średnią już tylko 27.5km/h.


    (niewyraźne, bo telefonem robiłem)


    Idę wymęczony do baru przy wjeździe. Zamawiam schabowego, frytki i surówkę. Dobre było :)
    Uzupełniłem jeszcze wodę i chwilę siedzę. Pada deszcz, zimno, a do domu daleko.
    Napisałem SMSy do każdego, że jakby co, to siedzę. Ale niestety zrobiło mi się za zimno, a siedziałem z pół godziny. W Solinie było około 15stopni.
    Zjeżdżam, a Bartek dzwoni, żebym wyszedł z baru. Niestety jestem już w Bóbrce.
    Prozak dopiero w Zagórzu, Gunia też gdzieś niedaleko.

    Jadę na Uherce, ale rezygnuję z trasy jaką wykreślił Piotrek. Normalnie naginam na Sanok przez Lesko.
    W Lesku siedzę sobie przy pomniku z Kościuszką. Wcinam i odpoczywam.
    Podjazd w Zagórzu idzie bardzo łatwo. Na górze dostałem speeda i drę 35-40km/h.

    Sanok... Nuda, Ludzi masa. Normalnie jadę główną. San napakowany wodą, bo z zapory spuszczali.

    Przy wyjeździe spotykam Tomka, gadamy i jadę:) Kilka km dalej spotykam Piotrka, ale tak samo jak Tomkowi, nie chce mu się jechać na zaporę. Obaj jadą na Serpentynę.

    Szosa nudna jest, ale skręcam na Dydnię, bo kolejny raz nie zniósł bym tej całej Lutczy i całej tej drogi jeżdżonej tryliard razy:P

    Wara, Nozdrzec, masakryczny asfalt, a raczej idealne dziury. Jakby ktoś je specjalnie zrobił. Dobrze że nie jechałem szosówką...

    Średnia spada przez te dziury. Jest chyba 26.4. No to dupa, byleby nie zejść poniżej 26, to będzie dobrze (tak sobie myślałem i kląłem na te dziury...)
    Kilka razy łapie mnie deszcz, ale jadę w deszczu bo to w końcu darmowe chłodzenie :D

    Staram się nie schodzić poniżej 27, bo wtedy jest bida:P

    Dynów. Tragedii nie ma. Podjazd idzie nawet fajnie. Znowu jakiś przypływ sił i jadę 30-35. Harta mnie wykańcza. Tam jest cały czas lekko pod górkę i to czuć.
    Piątkowa i Błażowa. Czyli prawie że dom. Wcinam Chałwę. Pierońsko nudny odcinek asfaltowy w Błażowej. Ten odcinek ryje banie, bo widać koniec, ale jest on daleko i jakoś km nie uciekają. Jak w jakimś koszmarze rowerowym :P

    Borek... próbowałem się hipnotyzować przednim kołem, ale nie wyszło;)
    Jakoś tak jest, że znane trasy męczą bardziej. Jednak psychika też w dużej mierze napędza rower.

    Ogólnie jazda po płaskim to jest pikuś. Taki dystans na szosówce po płaskim to można rower 3 razy w tygdniu :P
    Gorzej gdy są podjazdy. Nie ma tego rytmu. Ciężko sie jedzie.

    Na trasie wkurzały mnie samochody z pierwszą literą W na rejestracji... W Polańczyku roi się od Warszawiaków. Szkoda że kultury jazdy to oni tam nie przemycają;)

    Plan wykonany, bo dystans jest prawie taki jak miał być, ale niestety nie pobiłem mojej 250.






    Komentarze
    kundello21
    | 07:43 czwartek, 14 czerwca 2012 | linkuj Dziękuję za komentarze:)
    Tak szczerze mówiąc, to ta Solina i te miasta wydają sie jakoś blisko:). Dobrze sie jedzie takie dystanse gdy na liczniku conajmniej 30km/h. Droga ucieka szybciej. Jednak w terenie sa inne miejscówki i widoki, oraz brak samochodów. Samą szosą bym nie przeżył ;)
    rowerzystka
    | 21:19 wtorek, 12 czerwca 2012 | linkuj Jakoś te szosowe szaleństwo do Ciebie nie pasuje. Przyzwyczaiłam się do innych wpisów :)). Za dystans jednak i za samozaparcie wielkie gratulacje!!!
    mrozin
    | 08:09 poniedziałek, 11 czerwca 2012 | linkuj Niezła średnia przy takim dystansie. Uśmiałem się przy tym zdaniu: "Ten odcinek ryje banie, bo widać koniec, ale jest on daleko i jakoś km nie uciekają. Jak w jakimś koszmarze rowerowym" ;)
    wlochaty
    | 21:14 sobota, 9 czerwca 2012 | linkuj taki był zamiar, jazda samemu ma swoje plusy :)
    Kenhill
    | 07:18 sobota, 9 czerwca 2012 | linkuj Umawiacie się na jazdę a każdy jedzie sam. dziwnie, ja szosą to bym bez towarzystwa chyba po 50 km wymiękł :<
    Petroslavrz
    | 23:23 piątek, 8 czerwca 2012 | linkuj O kuźwa... czy ja dobrze trafiłem? Jakoś te cyferki do Ciebie niepodobne ;)
    Niespotykanie dziwnie czyta wpisy Pawła, gdy takie 0.00 km w terenie się wyświetla :)
    Za to dystans super, terenu to ty i tak pewnie najwięcej z nas w tym roku przeorałeś czołgiem.
    Pisałbym się na taki wyjazd gdybym miał czym.
    alkor
    | 20:28 piątek, 8 czerwca 2012 | linkuj Ładnie:) ale asfalty? KRZAKAMI!
    WuJekG
    | 17:51 piątek, 8 czerwca 2012 | linkuj Szalejecie ;)
    tompi
    | 22:01 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj Prozak mądrze prawi, powrót samemu strasznie się ciągnie
    kona
    | 21:47 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj Paweł w Sanoku z automatu pojechałem w stronę Soliny i choć później nie widziałem sensu tej jazdy bo sama zapora była najmniej ciekawa na całej trasie to do punktu docelowego dojechałem i nawet wróciłem do wyjściowego:)

    prozak - dokładnie tak
    Jurek57
    | 21:17 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj Super dystans i ta walka z samym sobą !

    kundello21
    | 19:34 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj Też chciałbym całą ekipą :) ale przynajmniej sprawdziliśmy samych siebie.
    Mnie zlało na własne życzenie :D
    wlochaty
    | 19:33 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj kurcze, to miałem niezłego fuksa że mnie ani razu nie zlało :D
    sebol
    | 19:27 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj oj kiepsko..,jak rekordu nie pobiłeś :p ..ja pewnie po 120 km dzwonił bym po taksówkę do domu :)
    pr0zak
    | 19:27 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj Takie wyjazdy sa fajne, następnym razem trzeba sie umówić na któraś godzinę w miejscu docelowym a później już wracać cała ekipa będzie weselej :D
    Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!