Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kundello21 z miasteczka Rzeszów - Racławówka. Mam przejechane 49632.67 kilometrów w tym 8783.23 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.91 km/h Ale liczy się jakość, a nie ilość...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Jeździmy pod patronatem Forum Rowerowe Bikeforum.pl :
  • Najlepsze forum 

rowerowe

  • Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy kundello21.bikestats.pl

    Archiwum bloga

    Dane wyjazdu:
    225.00 km 50.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:62.00 km/h
    Temperatura:28.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Beskid Niski + Bieszczady czyli jak zawsze masakra...

    Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 12

    Bieszczady, wcale nie takie łatwe na rower...


    Pobudka o 6.30 i budzę tez Kone. Mówił wieczorem ze będzie spał do 10, wiec mowie mu ze już 10. Nie miał zegarka wiec uwierzył.


    Dopiero po śniadaniu dowiedział się ze dopiero po siódmej hehe.
    Kolega w schronisku Mówił nam, ze najlepiej jechać sobie czarnym szlakiem do barwinka, bo jest fajnie w cieniu. No to pojechaliśmy. Mokro, w nocy były mgły, a do tego szło się w błotku bo o jeździe nie było mowy.






    -Po co zbierać drewno, przecież tutaj jest :)


    Długo pod górę, pod wieżę obserwacyjną, która okazała się nieczynna.



    Zjazd asfaltem na przejście w Barwinku i zrobiliśmy zakupy. Wybór produktów chyba większy niż w Tesco :P.
    Później pojechaliśmy asfaltem do skrzyżowania na Jaśliska. Podczas jazdy wstąpiliśmy do rzeczki Jasiołki. Ciężko było zakończyć pluskanie się w chłodnej wodzie, a w takim upale to najlepsza rzecz jaką można spotkać na trasie. Rowery tez zostały umyte z błota.



    Zakupy w Jaśliskach. Dalsza droga to męka z gorącem i bąkami, których było strasznie dużo. W lesie mniej, ale na polach olbrzymia ilość. Rzucały się na nas, bo byliśmy jedynymi ofiarami na tym obszarze.


    Chwilowa kąpiel w Jasiołce i dalej jazda na górę i Rezerwat Kamień.
    (oczywiście że Kona pozuje)

    Szlak jednak okazał się pieszy ;) Ale takie piesze są najlepsze na rower MTB.
    Jedziemy i jedziemy...


    Na szczęście to nie tędy ;)

    Bardzo fajny singiel. Tak, cały dzień jechaliśmy tym singlem :D
    Miałem przyczepioną butelkę 1,5 litrową na bagażniku do sztycy i ta o dziwo jakoś się trzymała, a zjazdy były czasami dość hardkorowe.

    Butelka trochę drżała, aż po zdjęciu jej zauważyłem, że jeszcze kilka zjazdów, a by się przetarła...
    Woda w tym dniu to największa wartość, szczególnie że nie mieliśmy tam na górze żadnego źródła wody.

    Mijamy cmentarze z I wojny światowej:


    Przejechaliśmy tez przez dość rozległe torfowisko:


    Szlak po słowackiej stronie był lepiej oznaczony i przygotowany. Oni to jednak się starają. Tam gdzie jest błoto, kładli takie mosteczki z drewna, albo kawały drzew.
    W końcu dojechaliśmy do przełęczy i przejścia granicznego w Radoszycach. Normalnie dziki zachód. Zero samochodów. Minęło nas za to 2 bajkerów.


    Siedzimy sobie w miejscu gdzie było napisane żeby nie śmiecić... no i lud nie słuchał;)


    Po krótkiej naradzie, wyszło, że jedziemy jeszcze chwilę szlakiem czerwonym i niebieskim aż do Nowego Łupkowa. Ta decyzja to był błąd.
    O chyba nie za wiele osób chodziło tamtym szlakiem, więc było masę powalonych drzew, błota, ale w paru miejscach dało się nawet fajnie zasuwać. Pietro zasuwał, a Konę lekko odcinało, bo woda mu się skończyła. Myśleliśmy że jeszcze tylko trochę i zjedziemy sobie koło tunelu, ale tak nie było.
    Słowacy jak już pisałem, dobrze znakują szlaki i nawet takie wypasione namiociki stawiają :D

    Piotruś się cieszy z nowego domku :D


    Zjechaliśmy tylko na Polską stronę i już zgubiliśmy nasz szlak. Coraz gorsze chaszcze. Przedzieramy się przez coraz wyższe trawska, coraz więcej pokrzyw, ostów i bąków. Spotykamy chyba 4 człowieka na tym szlaku. Albo to fatamorgana...
    Pietro się wkurza, bo chyba za daleko zaszliśmy. Idziemy na przełaj. I to jest błąd. Chaszcze i trawa wysokie jak my i do tego powalone drzewa, do tego chmara bąków.
    Jednym słowem aaaaa! spieprzamy szybko!
    Piotrkowi puszczają nerwy (ale z niego to i tak niespotykanie spokojny człowiek), a Kona jak zwykle, nic nie pokazuje że mu źle. Drze do przodu. W końcu wyłazimy na tunel. Trochę ciężko zejść, ale są jakieś takie kaskady dla wody, jak schody, więc jakoś złazimy. Idziemy po murze oporowym tunelu. Niezbyt to bezpieczne, bo ściana ma ze 4-5 metrów wysokości i w razie potknięcia lecimy w dół do rowu odwadniającego.

    (gdzieś w centrum zdjęcia widać głowę Piotrka)


    Przypominam że cały czas nieśliśmy rowery, szliśmy szerokim na 30cm murkiem i jeszcze zabijaliśmy bączale. Czad :D
    W końcu jakoś zeszliśmy na tory i jedna myśl. Spierniczać od tej całej chmary bąków! Jazda po torach i obok. Jak się okazało, szlak wychodził trochę dalej... ożesz kurde.

    W Nowym Łupkowie wypasione bloczki, dużo młodych ludzi, ogólnie miejscowość jakoś nie bardzo pasująca jak na Beskidzko-Bieszczadzkie warunki. Niestety sklep zamknięty. Jedziemy praktycznie o suchych zbiornikach w poszukiwaniu wody i czegoś do jedzenia. Do Cisnej, czyli tam gdzie chcieliśmy, niestety nie dojechaliśmy. Za to znaleźliśmy zagrodę Chryszczatą, ale ceny nas powaliły. Bez komentarza.
    Pod zagrodą planowaliśmy co dalej. Wiemy że jutro nie mamy szans zaliczyć podobnych terenów i jeszcze wrócić do domu na poniedziałek rano. Odpuszczamy jednogłośnie. Wcinam konserwę, Kona piwo i z tego wszystkiego rodzi się pomysł, żeby nie jechać już na Cisną, tylko jeszcze dzisiaj wrócić nocą do domu. No to ok :D
    Pewnemu fajnemu psiaczkowi spodobał sie plecak Kony ;) he he he




    Znajdujemy jakimś cudem sklep. Otwarte! jeee! (a było po 19) nakupiliśmy żarcia i picia na całą noc. Jeszcze pozostało nam tylko podjechać na przełęcz Żebrak i do domu.
    Podjeżdżamy. Robi się już ciemno, cieszymy się że w końcu uwolnimy się od bąków i będzie chłodniej. Podjechaliśmy, ale nie ma gdzie zrobić ogniska.
    Zjechaliśmy już po ciemku na dół aż na Rabe. Potem do Baligrodu. Tam w czołgu wyczaiłem łańcuch KMC8 :D
    Wcinamy odpoczywamy i jedziemy aż do Huzelów. Tam o północy jakimś cudem udaje nam się rozpalić ognisko nad Sanem. (dobrze że pewna pani pożyczyła nam zapalniczkę).


    Kiełbaska w końcu się upiekła i już koło 1 skończyliśmy jeść. Kona jako miszcz wędzarnik piekł najdłużej, ale za to jaaak:D

    Ja wiozę swój napęd rakietowy:


    Ten rozdział będzie się nazywał "walka z sennością". Po ponad 12 godzinach jazdy w terenie, szykowało się kolejne kilka godzin jazdy nocą do rana. Niestety organizm zaczynał już mówić "idź że spać chłopie, za dużo roweru na dzisiaj, żeby jeszcze nocą naginać".
    Nocą jednak było bardzo fajnie, bo chłodek i ruch praktycznie zerowy. Kona i ja wystrzeliliśmy pod Zagórz i jakoś tak nam się dobrze jechało, że Pietro został gdzieś w Sanoku i pojechał sobie sam na Dydnię. Czekaliśmy na niego chyba ze 20 minut w Sanoku.
    Kupiłem sobie napój energetyczny i nawet działał. Zasuwałem sobie raczej fajnym tempem, na zmianę z Piotrkiem. Na stacjach benzynowych jedyną potrzebą jak zauważyłem było piwo. Podchodzi spragniony jego mość, albo i nie mość i mówi nerwowym głosem: sześć żywców! prosz...
    Kolejny też kupił ileś tam piw. Ludzie to kurde mają potrzeby o 2 w nocy. Zamiast spać, to jadą gdzieś po nocach jak debile;)

    Nawalamy z Sanoka do Brzozowa, nawet dobrze idzie. Piotrek walczy z oczami, które chcą mu się zamknąć. Nogi się kręcą. Ciśniemy tempo, bo wtedy trudniej zasnąć. Przed Domaradzem Piotrek nie daje rady, bo senność go strasznie męczy. Dopiero w Jaworniku niebyleckim o 4 ileś tam, kupujemy po energetyku i jedziemy dalej. Jak się okazało, na Piotrka taki energetyk nie działa dłużej niż pół godziny.
    Lutcza! Prawie dom. Już dawno jest jasno. Jakoś dotoczyliśmy się do domu. Jest prawie 7, więc wychodzi na to, że mieliśmy prawie 24h w siodle. Dojeżdżam do domu, nie chce mi się spać. Myję się jem coś i położyłem się spać... Spałem długo.

    Czas jazdy będzie mi znany, gdy Piotrek mi poda.


    Komentarze
    mrozin
    | 19:15 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Zmieszaj pomidory z parówkami, dodaj majonezu, kminku i cynamonu, trzy łyżki cukru i kilo czereśni - to przepis odpowiadający poziomem abstrakcji waszej wyprawie ;) pozdr!
    yazoor
    | 16:54 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Nooo Paweł szacun super wypad sobie zrobiliscie :D zbieraj trasy jak wroce to akurat na zime jak znalazł:DD pozdr! jak kołka poszły???nie pisz za ile :P
    kundello21
    | 12:31 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Widoków nie zdjęciłem;) bo robił to Pietro:)
    Mapka to skomplikowana sprawa;)
    rowerzystka
    | 21:35 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Bardzo lubię Twoje wpisy z takich wycieczek :)
    WuJekG
    | 20:18 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Szalejecie ;)
    kona
    | 13:25 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Było prze git już tęsknie za tamtymi terenami po wyspaniu się i najedzeniu miałem ochotę znowu tam być:)
    wilczek127
    | 11:02 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Żałuje że z wami nie pojechałem a zdrugiej strony sie cieszę bo wątpię abym tyle wytrzymał na rowerze:)
    Petroslavrz
    | 10:29 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Ten wyjazd uświadomił, w jak kiepsko i licho jest obecnie z u mnie formą... Już się nie nadaję na takie trasy, szczyt formy w tym roku przypadł mi w tym roku chyba na... marzec, może kwiecień. Teraz to jakieś resztki sił.
    Petroslavrz
    | 10:18 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Gdy będę tworzył wpis to i mapka się pojawi...
    A tak w przybliżeniu TERENOWA CZEŚĆ: jechaliśmy granicą państwa od Przełęczy Dukielskiej (500m), czyli najniższego przesmyku w całym łuku Karpat, aż do granicy między Karpatami Zachodnimi, a wschodnimi - Przełęczy Łupkowskiej (tym samym między Beskidem Niskim, a Bieszczadami)
    tmxs
    | 09:19 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Niezły trening wytrzymałości i siły woli sobie zafundowaliście no i kawał gór zwiedziliście. Jakaś mapka by się przydała :).
    Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!