Info
Więcej o mnie.

Moje rowery

Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Wrzesień1 - 0
- 2025, Sierpień2 - 0
- 2025, Luty4 - 0
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2021, Maj1 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Październik1 - 0
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień1 - 0
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj3 - 0
- 2020, Kwiecień7 - 0
- 2020, Marzec6 - 7
- 2019, Sierpień3 - 0
- 2019, Lipiec2 - 1
- 2019, Czerwiec1 - 0
- 2019, Maj3 - 0
- 2018, Listopad1 - 1
- 2017, Sierpień1 - 1
- 2017, Czerwiec1 - 0
- 2017, Styczeń1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Maj2 - 5
- 2016, Marzec1 - 5
- 2015, Grudzień1 - 1
- 2015, Listopad1 - 4
- 2015, Wrzesień4 - 1
- 2015, Sierpień1 - 3
- 2015, Czerwiec4 - 0
- 2015, Maj8 - 8
- 2015, Kwiecień5 - 3
- 2015, Marzec5 - 2
- 2015, Luty6 - 15
- 2015, Styczeń3 - 3
- 2014, Grudzień1 - 7
- 2014, Październik1 - 5
- 2014, Wrzesień6 - 12
- 2014, Sierpień1 - 1
- 2014, Czerwiec13 - 21
- 2014, Maj10 - 13
- 2014, Kwiecień8 - 24
- 2014, Marzec6 - 12
- 2014, Luty13 - 14
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień11 - 24
- 2013, Listopad9 - 7
- 2013, Październik13 - 25
- 2013, Wrzesień6 - 14
- 2013, Sierpień1 - 1
- 2013, Lipiec1 - 1
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj1 - 3
- 2013, Kwiecień6 - 9
- 2013, Marzec16 - 29
- 2013, Luty12 - 38
- 2013, Styczeń9 - 22
- 2012, Grudzień15 - 49
- 2012, Listopad16 - 36
- 2012, Październik10 - 9
- 2012, Wrzesień14 - 23
- 2012, Sierpień6 - 0
- 2012, Lipiec12 - 25
- 2012, Czerwiec11 - 31
- 2012, Maj11 - 34
- 2012, Kwiecień22 - 48
- 2012, Marzec14 - 45
- 2012, Luty8 - 56
- 2012, Styczeń14 - 98
- 2011, Grudzień15 - 82
- 2011, Listopad12 - 26
- 2011, Październik25 - 14
- 2011, Wrzesień2 - 0
- 2011, Sierpień10 - 15
- 2011, Lipiec16 - 42
- 2011, Czerwiec19 - 61
- 2011, Maj32 - 55
- 2011, Kwiecień22 - 26
- 2011, Marzec18 - 100
- 2011, Luty7 - 63
- 2011, Styczeń16 - 78
- 2010, Grudzień10 - 77
- 2010, Listopad12 - 78
- 2010, Październik3 - 16
- 2010, Wrzesień13 - 40
- 2010, Sierpień17 - 65
- 2010, Lipiec8 - 42
- 2010, Czerwiec17 - 56
- 2010, Maj14 - 57
- 2010, Kwiecień12 - 63
- 2010, Marzec18 - 119
- 2010, Luty9 - 40
- 2010, Styczeń15 - 108
- 2009, Grudzień15 - 75
- 2009, Listopad11 - 15
- 2009, Październik7 - 8
- 2009, Wrzesień9 - 10
- 2009, Sierpień12 - 10
- 2009, Lipiec19 - 11
- 2009, Czerwiec15 - 12
- 2009, Maj13 - 20
- 2009, Kwiecień16 - 27
- 2009, Marzec7 - 14
- 2009, Luty10 - 11
- 2009, Styczeń14 - 14
- 2008, Grudzień11 - 28
- 2008, Listopad18 - 59
- 2008, Październik18 - 23
- 2008, Wrzesień20 - 22
- 2008, Sierpień18 - 23
- 2008, Lipiec14 - 25
- 2008, Czerwiec14 - 36
- 2008, Maj14 - 22
- 2008, Kwiecień15 - 24
- 2008, Marzec14 - 25
- 2008, Luty16 - 8
- 2008, Styczeń13 - 17
- 2007, Grudzień10 - 5
- 2007, Listopad2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Dalekodystansowe
| Dystans całkowity: | 10570.45 km (w terenie 1980.50 km; 18.74%) |
| Czas w ruchu: | 299:47 |
| Średnia prędkość: | 19.65 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 74.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 17520 m |
| Suma kalorii: | 10000 kcal |
| Liczba aktywności: | 90 |
| Średnio na aktywność: | 117.45 km i 6h 14m |
| Więcej statystyk | |
Dane wyjazdu:
98.00 km
0.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Cyco Fitness
Jedyny dzień wolny z Asią
Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 14.04.2014 | Komentarze 2
Moja kobita coś jeździ :OTrasa na mapce jest uproszczona, bo nie chciało mi się rysować takich pierdół jak odjeżdżanie na bok w jakieś tam dróżki...
Asia dawała radę :) Jechała na nowym starym rowerze KTM, którego jeszcze nie ma w spisie rowerów. Mogłem zrobic zdjęcie.
Muszę jej jeszcze dostroic ten rower.
Route 2 555 735 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Dalekodystansowe
Dane wyjazdu:
90.00 km
0.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Cyco Fitness
Pozitiv wajbrejszyn ;)
Sobota, 11 stycznia 2014 · dodano: 17.01.2014 | Komentarze 2
Tak sobie pomyślałem, że ładna tam musiała byc impreza, skoro takie coś ktoś zgubił...Ale o tym później.
.jpg)
.jpg)
Rok temu pogoda znacznie bardziej różniła sie od tej teraz:(
Niestety tym razem jest z 8 stopni w plusie i swieci słońce.
Umawiam sie z Michałem, a ten w ogóle nie myśli nawet ruszyć tyłka z domu, tylko cały czas coś wymyśla, żeby nie jechać.
Mieliśmy się spotkać na górze, ale jakoś zbyt szybko wyjechałem z domu i byłem wcześniej na górze, gdzie nie chciałem stygnąć, więc napadłem Michała lawiną smsów, że jadę na dół, pod jego dom, a on już właśnie podjeżdżał i się bardzo zdziwił się ;)
No to jedziemy na przysłowiowy dół, w dół.
Miałem nie objawiać moich planów, bo zraziłbym współkompana, ale co mi tam. Plan to moim zdaniem ciekawa miejscówka na Korczynie, czyli punkt widokowy koło byłej opuszczonej restauracji w korczynie, której nazwy akurat teraz jak na złośc zapomniałem. Coś chyba ze Zemsty Fredry... albo Pana Tadeusza...
Po jękach i stękach, że brzydko, że daleko, że nudno, że trzęsie, że Paweł, stery mi eksplodują! Wreszcie dojechaliśmy do owegoż miejsca, gdzie łatwo dał się zauważyć widok, nie Cergowa, nie Krosno, nie nawet serpentyny w Korczynie, tylko urzadzenie do wytwarzania pozytywnych wibracji. Michał na początku myślał, że to jakiś grip ze składaka, ale później okazało się to znany wszystkim, zagęszczacz do lanego betonu ;) (ukazane na pierwszym zdjęciu).
W drodze powrotnej Michaelaeaelao pocisnął i pokazał mi, że tysiące godzin trenowania na nowiuśko przeserwisowanym Kettlerze, daje dość wymierne efekty. Zresztą tak samo jak przyjmowanie suplementów i obcowanie z czarną magią ;)
Serio, to chciałem dac mu fory, niech myśli, że te tysiące godzin nie poszło na marne, bo by sie załamał... :P
Wiec pozwoliłem dać się wyprzedzać na każdym podjeździe, znakomicie udawałem że nie mam już sił, że się przegrzewam, że jestem głodny i specjalnie dawałem mu odjechać na jakiś kilometr.
A tak zupełnie serio, to Michał całkiem dobrze podbudował moc i wytrzymałość i teraz możecie się bać z nim jeździć.
Kategoria Dalekodystansowe, Moje zdjęcia
Dane wyjazdu:
95.00 km
70.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Univega sl
Łogień! a raczej jego brak ;) Strzałówka
Sobota, 26 października 2013 · dodano: 05.11.2013 | Komentarze 2
Raz na jakiś czas trzeba zrobić jakiś wyjazd wieńczący sezon letnich ciepłych dni. Czyli tak jakby zakończenie sezonu.Nie wiem czemu reszta ekipy nie chciała z nami jechać. Jak widać Rzeszowscy rowerzyści MTB chyba się nas boją, albo nie wiem co...
Na forum Rowery.rzeszów.pl był temacik, ale zjawiło się tylko 4 osoby ze mną włącznie.
Kona, Miciu22 i Tobol.
Na trasie też czekał na nas Wilczek, a Michał postanowił nie jechać z nami (oj Ty...) i czekał na nas na miejscu.
Z Koną widziałem się ostatni raz na moim weselu, a z Miciem jeszcze dawniej. Jakoś nie możemy się ugadać na jazdy. Chociaż muszę przyznać, jestem cinki w porównaniu z nimi.
Trasę ustaliliśmy taką jak w zeszłym roku, ale bez pomyłek. Większość terenem i w bardzo ładnej aurze pogodowej.
Podkarpacie nie jest jakieś strasznie trudne do jazdy, a niepozorne z daleka okrągłe górki, potrafią wycisnąć trochę potu i dodać adrenaliny na zjazdach. Tu przynajmniej da się zjeżdżać bez nadmiernego używania hamulców. Kto nie był, mogę go oprowadzić :D
Na miejscu, czyli na Strzałówce, okazało się, że nikt nie ma ognia... Ktoś musi jechać po ogień. Padło na naszych najmocniejszych młodych zawodników, czyli Wilczka i Konę. Zjechali na dół, obrobili jakąś biedną babcię, zabrali zapalniczkę, resztę zwrócili i podjechali jeszcze raz na górę.
No to jesteśmy uratowaniu (myślałem), ale niestety coś to cholerstwo nie chciało się palić. No to może niezawodny sposób na kawałek plastiku (znany z nocnego ogniska na Słonnym). Niestety patent coś nie chciał działać. Podpalamy aż tu nagle... zapalniczka się zepsuła aaaa!
Wilczek zaufał swojemu instynktowi i włożył pod kije kłęb suchej trawy. Jakoś udało mi się uruchomić zapalniczkę, a czułem że to jej ostatni raz i udało się rozpalić. Buchnęło, że hej i kijochy zaczęły się ładnie palić.
Niedługo później zajechali na górę panowie, których spotkaliśmy w tym samym miejscu rok temu. Okazało się, że bywają tam co tydzień. Oczywiście też nas poznali.
Usmażyliśmy kiełbaski, pogadaliśmy na dół.
Zjazd bajka, a Michał pisał SMS że się wyłożył na położonym drewnie przez jakiegoś "skruwysnyna" (jak to ujął jeden pan).
Na dole jeszcze jeden raz do SZPARA i na górkę, która niestety nie ma imienia, chociaż dalibyśmy jej nazwę Ściana lub Schody, bo podjazd jest stromy i długi.
Niestety nie udało mi się go podjechać. Może gdybym się spiął, to by coś z tego było, ale widzę że Miciu też pcha, to też pchałem. Kona i Wilczek za to podarli do samej góry. Potem zaczęli nam robić jakieś wyrzuty, dlaczego nie podjechaliśmy. No po prostu mi się nie chciało i Dominikowi też. Zresztą mamy już swoje lata ;)
Zaczęło się już ściemniać. Jeszcze zdążyliśmy podjechać na Żarnową i potem już jechaliśmy po zachodzie słońca. Wilczek opuścił nas w Wyżnem na górze. We czterech jechaliśmy do Czudca. W Czudcu opuścił nas Łukasz. Dalej już z lampkami przez las. Bardzo przyjemnie się jechało.
Bardzo fajny udany wyjazd na ognisko. Kto nie był, ten dyntka :P
Kilka zdjęć:
Start:
Miciu zrywa łańcuch:
Kona rozwala siodełko:
i swoje rowerowe spodenki też ;)
Najedzona kompania:
Jedziemy na wilcze:
.jpg)
.jpg)
Zdjęcia od Micia tzw. copyrajt ;)
A to zdjęcia od Łukasza:
Piotrek łapie snejka na zjeździe:
.jpg)
Panoramka ze zdjęć od Micia:
Taniec podkarpackich plemion:
.jpg)
Piotrek i Wilczek mają ogień :)
.jpg)
Grzejemy kiełbachy:
Panowie też grzeją:
To jest całkiem dobra podłoga przecież
i okno też :D
.jpg)
Początek ścianki:
Pozdrower.
Kategoria Po zmroku, Moje zdjęcia, Dalekodystansowe
Dane wyjazdu:
168.00 km
4.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Cyco Fitness
Liwocz Nocą prawie do rana
Sobota, 12 października 2013 · dodano: 13.10.2013 | Komentarze 1
Wraz z Kolega Lemur89 umówilismy się, że pojedziemy na Liwocz noca, bo za dnia chyba połowa znajomych tam była (ja nigdy, bo zawsze cos wypadało)Już o 17:30 wyjechałem na Strzyżów, bo mam tam jednak trochę kilosów, a nie chciałem zapierniczać.
Dojechałem w 55minut. Potem zakupy w biedrze, i jak dla mnie optymalne. Chociaż mogłem wziąć jedną chałwę więcej.
Na trasie spokojne tempo, bo Krzysiek nie chciał się wypompować, a na starym rowerze moc ucieka w każdą stronę.
Tak się rozgadaliśmy, że nawet się nie zorientowałem, a juz byliśmy pod Liwoczem. Potem podjazd lub podejście (jak kto woli) i jesteśmy.
Ciemno jak w jesieni średniowiecza ;)
Okazało się, że w środku jest żarówka i zaświeciliśmy sobie. Zjedliśmy i na dół.
Powrót przez puste Krosno gdzie minęliśmy kilku bikerów z nocnej zmiany.
Księżyc zaszedł, wioski pogaszone, więc jeszcze ciemniej... Bez lampek nie ma najmniejszych szans na jazdę.
No to korczyna i podjazd. Potem zjazd i prawie dom. Lutcza. Krzysiek jedzie do domu na Leckę, a ja wrzucam turbo i nawalam do domu, bo nie lubię tego odcinka.
Rynek w Krośnie:
Tutaj się jadło i piło:
Cale ustrojstwo pod krzyżem:
http://www.bikemap.net/pl/route/2356405-liwocz/
Wyjazd 17:30 powrót o 4:25
Opis zrobię jutro :)
Kategoria Dalekodystansowe, Moje zdjęcia, Po zmroku
Dane wyjazdu:
220.00 km
180.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Diamondback xts moto
Już po wszystkiem! :D
Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 10
No i już po wszystkim, teraz mogę zacząć jeździć i coś skrobać, bo ostatnio dużo się działo.Jak już pewnie niektórzy wiedzą, w międzyczasie ożeniłem się z moją Masakrą i od teraz będzie już wspólna jazda na rowerach.

Kolejnym etapem było wprowadzenie się do nowego/starego domu i ogarnięcie wszystkiego, bo jednak było tego sporo i nadal jest...
Zdecydowanie najlepszym wydarzeniem ostatnich czasów, było uczestnictwo w rowerowej górskiej pielgrzymce. Atmosfera jest git, bez smętów, bez jakichś spiewów itd. Po prostu jazda w terenie nasycona widokami i zjazdami z podjazdami ;) Modlitwa jest, ale bardzo minimalistyczna. Sama jazda daje czas na jakąś głębszą rozkminę, szczególnie że nasz księdzu Andrzej "enduro" Rozum*, potrafił trafić do naszych rowerowych głów :)
3 dni we względnie dobrej pogodzie, ale 4 to już tylko woda woda i jeszcze raz błoto. Do tego zimno.
Wyżywienie na szóstkę i ogólnie klimat bardzo fajny.
No i złożyłem sobie rower, a w zasadzie kupiłem i trochę zmodyfikowałem.
Będzie do jazdy :D
Dystans jest z pielgrzymki.
Oto tę rowę:
.jpg)
Żałuję że nie robiłem wpisów, ale z liczników wynika, że tegoroczny dystans nie różni się znacznie od tego z poprzedniego roku. Jest chyba z 1k mniej.
Kategoria Dalekodystansowe, Moje zdjęcia
Dane wyjazdu:
98.00 km
60.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Mongoose Rockadile LE
Wilcze, Mójka i terenu masa
Sobota, 29 czerwca 2013 · dodano: 01.07.2013 | Komentarze 0
Wyjazd pod znakiem zapytania "czy ja jeszcze mogę?" ;)Okazało się, że jeszcze daję w miarę radę. Nawet podobała mi się jazda na sztywniaku, bo w sumie dobry rower.
Zdjęcia z jazdy u Michała MMichałowe
Mieliśmy z Koną jechać na płaskie, ale jakoś tak wyszło, ze zupełnie nam się odmieniło i zaliczyliśmy we czterech ciekawą miejscówkę, jaką jest rezerwat Mójka, niedaleko Wilczego.
Kategoria Dalekodystansowe
Dane wyjazdu:
114.00 km
0.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Cyco Fitness
Setka na 4 chłopa, to tyle co nic ;)
Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 2
Ładna pogoda chowa się przed nami... Z ICMa dowiedziałem się, że będzie wiało, padało i jak na złość się zachmurzy. Czyli idealna pogoda dla mnie. Nie wiem czemu, ale wtedy najlepiej mi się kręci i najlepiej się czuję. Strasznie na opak jestem. Może minąłem się z powołaniem. Może powinienem zostać jakimś komandosem... Chyba zbyt chuderlawy jestem.Na miejscu zjawił się Tompi, czyli cżłowiek o bardzo aerodynamicznej sylwetce (powiadajo, że wiatr go nie widzi...), Łukasz który nie ma BS!
, oraz Kona, czyli nasz ekipowy ścigant jak najbardziej rasowy, w kolorach tygrysich.Start spod berdony, gdzie zakupiłem sporo koksu na jakże epicki wyjazd.
Oraz żelasy miśkowe.
Przez Rudną, potem masakrator pod wiatr, aż dotarliśmy do miasta, które niegdyś słynęło z fabryki filtrów różnych różnistych, jakie prosty człowiek może sobie wyobrazić (Sedziszów Młp.).
Po wbiciu się skrzyżowanie, gdzie kierowcy mieli nas daleko w tyle, albo nawet myśleli, że to jakieś istoty nie z tego świata, skierowaliśmy się w stronę Iwierzyc. OLIMPów to taka miejscowość trochę dalej, niestety na tym podobieństwo z Olimpem w Grecji się kończy (mamy mniejszy kryzys:D) i Bystrzyca dla bystrzaków, czyli tych co dostali sie tam na górę o własnych siłach, a wmordewiało i jeszcze napierniczało drobnym snieżkiem.
Piotrek za zimno się ubrał jak na nasze leciwe tempo, więc postanowił porzucić ekipę amatorów ;) i rzucił się w otchłań Pstrągowej, by poczuć wiatr na plecach i rozpędzić się do prawie że kosmicznej prędkości docierając do planety Boguchwała...
My z zjechaliśmy sobie na Wielopole (ale nie do Wielopola) i na stolicę podkarpackiego MTB, czyli Strzyżów. Mieliśmy wiatr w plecy i z lekkim dokręcaniem 40km/h przez dużą część drogi.
Glinikami do Czudca i dalej standardowo przez Lubenie oraz Budziwój do domu.
Tak przyjemnie się jechało, że chyba trzeba takie coś powtórzyć, tyle że następnym razem może jakoś z wiatrem, np. z Jasła...
Kategoria Dalekodystansowe
Dane wyjazdu:
70.00 km
40.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Diamondback xts moto
Wilcze, tym razem zaliczone
Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 18.02.2013 | Komentarze 2
Kto dzisiaj nie jechał, ten powinien kupić sobie maszynę czasu i wrócić do niedzieli, ponieważ piszę to w poniedziałek :PWczoraj Piotrek napisał mi, że chce jechać oczywiście terenem na Wilcze. Jak wiadomo, miejscówka dość ciekawa do zdobycia, bo większość drogi sam teren i jakieś tam odcinki asfaltowe z 5 domami na krzyż, czyli klasyczna Polska B, a nawet miejscami C. Po drodze jeden sklep.
Wstałem o 7. O 9 już czekał na mnie Łukasz, czyli jedyny tej zimy twardziel, z którym można jeździć. Piotrek niestety dał w pedałko i zaspał :/
Pojechaliśmy we dwóch. W Rzeszowie mało śniegu, ale z każdym metrem w pionie, było go więcej. A nawet białe drogi asfaltowe.
Najgorsze były zjazdy, bo strasznie wychładzały. Podjazdy odwrotnie.
Jechało się znacznie lepiej, bo śnieg był dobrze ubity i kolce nieźle się wgryzały.
Najgorzej było już na żółtym szlaku na Patryję. Nie dało się prawie jechać. Mimo, że warstwa śniegu była cienka, jakieś 15-20cm, to był on dośc mocno zmrożony i koła kręciły się w miejscu, a przełamywanie tej warstwy, generowało straszne straty energetyczne. Mieliśmy łącznie parę km pchania.
Na punkcie widokowym, przywitał nas fajny psiak, który szczekaniem kazał nam sobie rzucać kijami. Rzucałem, aż w końcu mi się znudziło.
Kilka zdjęć, rzut kijem daleko i spierniczanie do lasu, byle by piesek nie wrócił:P
Jako że nasze zapasy żywności i picia się prawie skończyły, musieliśmy jechać zielonym do Błażowej. Zjazd w dość głębokim śniegu. Trzeba było jeszcze sporo dokręcać żeby w ogóle jechać. Na szczęście na płaskim odcinku spotkaliśmy 3 osoby, które biegówkami od kilku dni wyjeździły ładny ślad, po którym dało się całkiem fajnie jechać. Podziwiam tych ludzi, bo to jednak ludzie starsi, a śmigają po lesie na biegówkach.
I znowu, czym niżej tym coraz mniej śniegu. Na dole asfalty już suche i widać trawę. W Błażowej zakupy i kolejny podjazd na Las. Znowu coraz więcej lodu, a jakiś psychol zasuwał jak psychol...
W lesie był sam lód. Gdyby nie kolce, to pewnie wiele razy bym leżał, lub lądował w rowie. Niestety głupich kierowców przybyło, bo minęło nas w lesie chyba 4 samochody, które ledwo trzymały się drogi. Głupich, bo jechali za szybko jak na warunki, a oni nie mieli kolców.
Łukasz:
Na tym terenowa jazda się skończyła. Zjechaliśmy do Tyczyna i dalej już Sikorskiego do domu.
Kategoria Dalekodystansowe, Moje zdjęcia
Dane wyjazdu:
58.00 km
50.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Diamondback xts moto
Prawie Wilcze - i dzisiaj zastanawiam się, czy jestem normalny...
Sobota, 19 stycznia 2013 · dodano: 21.01.2013 | Komentarze 4
Napisałem na forum, ale nikt oprócz Łukasza nie chciał jechać. Nawet Miciu, ale jego akurat choroba usprawiedliwiła. Reszta miała problemy z butami, nogami, rowerami, zimnem, sesją, żoną, pracą, a nawet z księdzem :O.jpg)
Nie chciało mi się wstawać, ale jakoś poszło. Termosik, energetyk na rozruch, batonik, kanapeczki i ubieram się w mój skafander.
Przyjeżdżam, a w tunelu już czeka Luk. Pierwsze metry i kilometry, to śniegowe mordobicie. Cały czas padało, a w nocy jeszcze dowaliło z 10cm. Wszystkie drogi białe. Niestety pod spodem zalegała warstwa zmrożonego starego śniegu, który działał lepiej niż hamulec.
W takich warunkach zdecydowaliśmy jechac bez wodotrysków. Czyli tradycyjnie na Grocho, obczaić jakie są warunki terenowe. Jak dla mnie, dość ok, bo bywało gorzej. Łukaszowi jednak się nie spodobało s i ę ;)
.jpg)
.jpg)
Po doturlaniu się na górkę, zjechaliśmy już do Babicy, potem podjazd Lubenia, gdzie jakiś kolo chcąc mnie wyprzedzić BMW, niestety zapomniał, że jest zima, a on ma napęd na tylną oś. Miętosił śnieg i miętosił, a ja już dawno znalazłem się na górze. Poczekałem trochę na zwiedzającego okolice Łukasza. Dalej już tylko lepiej. Jak to mawia Marek "czym dalej w las, tym więcej drzew". Staropolska mądrość z którą nijak się nie da niezgodzić ;)
.jpg)
.jpg)
Skrót dalszych kilomentrów to już taki prosty rekosensans ;)
Śnieg, człowiek, człowiek z dzieckiem na sankach, człowiek bez dziecka, dziecko bez sanek i sanki bez dziecka, a wszystko to na sniegu! Oraz jeszcze jakiś inny człowiek z łopatą do śniegu oraz również bez.
U mnie ESP (ekstra super powercośtam) załapał idealnie, jak na ten rower, bo czym dalej, tym lepiej mi się jechało. Niestety Łukaszowi coś się algorytmy pokiełbasiły i było zupełnie odwrotnie do moich;)
Po przejechaniu przez Las w Sołonce i w ogóle zauważeniu, że na szlaku na Wilcze, jest tylko jeden zasupany ślad samochodu, ogarnęła mię rezyngnancja.
Łukasz obrał już drogę na północ i ja razem z nim.
.jpg)
Wycieczka, to dobra rozgrzewka. Trzeba jeździć więcej w terenie, bo zabawa jest przednia...
Takie są właśnie problemy, gdy spreja dorwie się jakiś analfabeta:
(Stoję ja)
Skleciłem nawet jeden filmik. Jak wiadomo, dokument, a nie jakieś tam Where the trail ends:)
Kategoria Moje zdjęcia, Dalekodystansowe
Dane wyjazdu:
105.00 km
70.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Diamondback xts moto
Rozpoczęcie sezonu rowerowego :D
Sobota, 20 października 2012 · dodano: 24.10.2012 | Komentarze 5
Ostatnio było ognisko na zakończenie sezonu, a wiemy dobrze, że sezon trwa bez przerwy i tylko leniuchy nie śmigają cały rok.Po wstępnym umówieniu się z chłopakami na www.forum.rowery.rzeszow.pl wyjruszylyśmy w znane i bardziej znane;)
Widoczki ze Strzałówki:
.jpg)
Na ostatnim planie jakaś górka Obok Gorlic,a tak to Czrnorzecko-Strzyżowski park Krajobrazowy.
Widok na zachód.
.jpg)
Jakieś górki w okolicach Domaradza, czyli widok na Wschód.
Na początku oczywiście coś musiało pokrzyżować moje niecne plany (he he) i złapałem dość spore rozcięcie dętki. Od razu wymiana.
Jedziemy grupą składającą się z Łukasza, Michała, Piotrka K, Krystiana, Maćka i Tomka P. Tradycyjnie Piotrek W. (kona) zaspał i gonił nas od Rzeszowa do Sołonki, chociaż nie musiał.
Singiel przy wisłoku to dobra rzecz, pod warunkiem że jest sucho. Już po paru km rowerki zostały uwalone podkarpackim błotkiem, a to lubi się trzymać.
Pierwszy stromy podjazd na mały tor do DH w babicy i wszyscy czują nogi.
Dalej już szutrami do Sołonki, gdzie na przystani czekają na nas Michał (Michaelao) i Piotrek W. (Kona) - same koksy:P
.jpg)
Chwile gadamy... aż za długo. Wiadomo jak to jest:)
Jazda Szutrami w stronę Rezerwatu Wilcze.
Niestety wydarzył się wypadek. Wróbelek wpadł mi prosto w kask i okulary i chyba porzadnie oberwał, bo upadł. :(
Pomimo tego straszliwego zdarzenia, jedziemy dalej.
Podjazd pod Wilcze spowodował, że grupa rozciągnęła nam się jak guma od majtek.
Chłopaki którzy jechali z nami pierwszy raz chyba nie spodziewali się takiego tempa. Kilka razy pytam sie ich czy dadzą radę. Jest ok chcą jechać:)
Dojeżdżamy na Wilcze, czyli jakies 506m górka.
Tam chłopaki próbują mnie wysadzić na ławeczce, ale niestety zastosowali za małą dzwignię:D (nie udało wamsie! :P)
.jpg)
Jak tak teraz patrzę na to zdjęcie, to wyglądam jak ofiara, lub raczej jak przestępca;)
Kręcą się jak pokręcańcy:P
.jpg)
(chyba wstydzą się siebie...)
Zjazd do... gdzieś tam w dół i czekamy aż chłopaki znajdą bidony, które im właśnie wypadły. Podjazd i śmigamy sobie przez Las jakimś nowym szlaczkiem.
Z prawej wielkie psiska do nas biegną.
Okazało się, że jest całkiem fajny widok i super zjazd po trawie w dół. Dojeżdżamy do głównej drogi na Domaradz. No to tylko jeszcze podjazd na Strzałówkę i gotowe.
Jak się okazało, droga gruntowa zbudowana została chyba z jakiegos kleju, bo praktycznie ściągała mi buty. Oblepiała wszystko, a i tak dobrze że było w miarę sucho. Chwile udaje się podjechać, ale niestety nie chce mi się:P Pcham do samej góry.
Niestety część ekipy, czyli Maciek i Krystian, gubią drogę (albo już im się nie chce pchać pod górę) i piszą mi, że zawracają do Rzeszowa szosowo. Z jednej strony ok, ale z drugiej strony szkoda że nie zdobyli tej góry.
Jednak trzeba ostrożnie mierzyć zamiary na siłę;)
Na górze chłopaki już wytwarzają ogień. Jak to miło:) Piotrek W. też nie próżnuje.
.jpg)
.jpg)
Żremy kiełbaski, a po chwili przyjeżdża do nas samochód terenowy z tubylcami, którzy stworzyli to miejsce.
Goście wyciągnęli agregat, głośnik i coś do popicia;)
.jpg)
Oczywiście muzyczka tez jest:
&feature=youtu.be
Chwile z nimi rozmawiamy...
.jpg)
Zbieramy się.
Zjeżdżamy drogą podobną do podjazdowej, ale jest niezły czad:) Porzadny zjazd i w dodatku nieznanym terenem. Jakoś tak się stało, że pojechaliśmy lepszą praktycznie nieubłoconą drogą. Zasuwam za Piotrkiem.
Przy skrzyżowaniu na Lutcze, zmieniamy zdanie i jedziemy w lewo, a tam fajny podjazd. Coś w stylu Pruchnikowej Golgoty.
Też trochę pchania i do tego ciepło jak w lecie, bo to akurat południowa strona.
Na szczycie fajne widoczki.
.jpg)
Jedziemy cały czas jakimiś polami, trochę szutrami.
Niestety przez ten zapał do górek, nie wstąpiliśmy do sklepu, a nie mamy kontaktu z cywilizacją. Udało nam się znaleźć bardzo ciekawą agroturystykę. Warto tam wpaść.
Miła pani użyczyła nam wody i napełniliśmy nasze bidony i bukłaki.
Parę km od agro, Łukasz kapnął się, że zostawił tam okulary. Wracają się po nie.
Później juz standard. Czarny szlak, żółty szlak, oczywiście trochę pozarastany :)
Ja z Piotrkiem i Michałem jedziemy na czudec, a reszta ekipy chyba szosą przez Lubenie.
Ciemno...
Michał jedzie do domu, a ja z Koną jeszcze czarnym do Lutoryża. Boguchwała i dom.
Mapka:
Kategoria Dalekodystansowe, Moje zdjęcia








