Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kundello21 z miasteczka Rzeszów - Racławówka. Mam przejechane 49843.67 kilometrów w tym 8885.23 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.92 km/h Ale liczy się jakość, a nie ilość...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Jeździmy pod patronatem Forum Rowerowe Bikeforum.pl :
  • Najlepsze forum 

rowerowe

  • Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy kundello21.bikestats.pl

    Archiwum bloga

    Wpisy archiwalne w kategorii

    Moje zdjęcia

    Dystans całkowity:20147.01 km (w terenie 4756.61 km; 23.61%)
    Czas w ruchu:670:59
    Średnia prędkość:18.68 km/h
    Maksymalna prędkość:76.20 km/h
    Suma podjazdów:31699 m
    Suma kalorii:20000 kcal
    Liczba aktywności:317
    Średnio na aktywność:63.56 km i 3h 35m
    Więcej statystyk
    Dane wyjazdu:
    29.00 km 29.00 km teren
    01:44 h 16.73 km/h
    Max prędkość:45.00 km/h
    Temperatura:0.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Zimowe zasuwanko pod górę w Bieszczadach!

    Sobota, 18 lutego 2012 · dodano: 20.02.2012 | Komentarze 13

    Impreza roku 2012 :) Czyli III Bieszczadzki Wyścig Rowerów Górskich - „ZIMOWE TROPY ŻBIKÓW 2012” – UPHILL w Smolniku

    Kto nie był, niech żałuje. Warto chociażby wtoczyć się pod górę by zeżreć kiełbachę i inne rarytasy.
    To oczywiście jeszcze mało znana (jak widać) impreza kompilacji Cyklokarpat, Żbików Komańcza i Zimowe Wyzwanie.

    To może zacznę od początku.

    Już od dłuższego czasu miałem zamiar wybrać się na uphill zimą. Jeszcze dodatkowo nakręcił mnie i kilku z nas, Łukasz (znany jako Tobol) mówiąc że impreza super. Nie mylił się.

    Jakimś cudem udało mi się załapać na trzeciego u Prozaka
    Dzięki Piotrek, że nie jechałeś jak wariat:)
    Reszta ekipy to jeszcze oczywiście: Kona, Tobol, Artur, Michał, Adrian, Miciu i Włochaty (w cywilu jako zdobywcy zdjęć).



    Zdjęcia od Włochatego i innych.

    Wyruszyliśmy rano. Całą noc padał śnieg, więc myślałem że Piotrek nie pojedzie, bo przestraszy się śniegu... Oczywiście nie bał się, bo nie takie rzeczy wyprawiał;)
    Załadował mój rower na bagażnik. Ruszyliśmy. Koło sklepu jeszcze spiknięcie się z Włochatym w jego czarnej bestii do przewozu nieugiętych bajkerów (czyt. Mondeo combi)
    Jedziemy na Bieszczady. Czym dalej, tym bardziej biało. Za Rzepedzią to już zupełnie białe drogi. Trochę tłukło.
    Cały czas Bartek śmieje z nas, że nie mamy świateł... Przecież były:)

    Na miejscu okazało się, że rowery uwalone z białego spadającego z kół.


    Wcinamy coś, przebieramy się, a start zostaje przesunięty o 30 minut, bo ludzie nie mogą dotrzeć na czas.
    Jednak troszkę napadało:


    Jeszcze kilka testów i gubię dokumenty, a Artur je znajduje... Nie rozpoznał mnie na zdjęciu, bo tam mam długie włochy:P

    Dzięki :)

    Jak się okazało, spora liczba osób jednak nie zdołała się dostać i wystartowało nas mniej niż się zarejestrowało.


    Ruszyliśmy:


    Wyprzedzam jakichś koksów na lajtbajkach... jednak mogłem wsadzić sztywniaka na przód.

    Kona jak zawsze odpalił rakiety i pognał daleko, że tylko przez jakiś czas dałem radę dotrzymać mu towarzystwa. Sam musiałem przeciskać się przez grono uślizgujących i zajeżdżających mi drogę bajkerów. W końcu wyrwałem się i zacząłem gonić. Odcięło mnie gdzieś w połowie.

    Jeszcze dzien wcześniej miałem gorączkę i przeziębienie. Odbiło się to lekko na wytrzymałości. Bałem się też złapania skurczów, bo nie zażyłem magnezu.
    Jechałem więc na jakieś 90%. Kilka razy ktoś zajechał mi drogę, więc musiałem zwolnić.

    Kona jak się okazało, był 3 w Open, a 2 w M2. Ja dotarłem jako 18 w Open, a 10 w M2. Zaraz za mną Prozak, Adrian i Michał, potem Artur i Tobol (klasyfikacja naszej ekipy)

    Na górze czekała nas wyżerka:



    Bez ograniczeń ilościowych:D



    Zjazd też super rzecz:

    Gęba się sama uśmiecha:D

    Spotykamy Micia i Włochatego, których nie chciał nikt zabrać na górę... Szli biedulki tak ponad godzinę:P


    Prozak testował zaspy "czy miętkie"


    Piotrek podrywał zawodniczki na "serdelki i salcesony"


    oraz dostał wcire od Artura:

    Piotrek bardzo lubi rzucać śniegiem we wszystko co ma rece i nogi;)

    Po zjechaniu do Zagrody Chryszczata, zaparkowaliśmy rowery i wpakowaliśmy się na mięciutkie cieplutkie kanapy.

    Tam wcinaliśmy drożdżówy do woli i herbatkę...

    (ja i Prozak w centrum zdjęcia)

    Jeszcze tylko inauguracja. Oczywiście jak się spodziewałem, Piotrek stanął na pudle, chociaż mówił, że konkurencji nie było. Pudło to pudło.


    Gratulacje Piotrek! (Najważniejsze, że babcia jest zadowolona:D)

    Dzięki Ci prze fajna ekipo za jazdę!

    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    62.00 km 50.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:-15.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Jazda na stok w Babicy

    Sobota, 11 lutego 2012 · dodano: 11.02.2012 | Komentarze 7

    Rano jak zawsze zimno, blisko -20, ale o 10 już ciepło, bo tylko -15;)
    Tomek też miał z nami jechać, ale niestety psychika mu nie pozwoliła.

    Jedziemy, a Piotrkowi przesunęła się opona na obręczy. To mogłoby doprowadzić do zerwania wentyla.
    Jazda przez kładkę linową była bezpieczna, bo w dole czekał nas w razie czego, przyjemny lód zamiast wody :P

    Następnie przylasek itd...
    Las w Straszydlu był piękny.

    Zjechaliśmy sobie też ze stoku z Babicy. Pan na dole powiedział, że nie można z rowerem... Ale rowerem wszystko można! :)
    Przecież nie zbiednieje od jednego czy dwóch bajkerów, którzy akurat mieli pod drodze i zjechali sobie jeden raz. Zresztą tym razem powoli, bo widoczność na stoku jest niezbyt dobra.

    Potem Piotrek robił jakieś piruety na lodzie...
    Podjazd serpentyną na Grochowiczną i jazda lasem już tradycyjnie.

    Wczoraj zmieniłem sobie olej na motorexa 2.5W i dzisiaj amorek działał pieknie na mrozie. Chyba nawet lepiej niż latem. Jeszcze muszę zmienić w damperze i zrobić swingerowi przegląd.

    Podjazd:


    Na stoku:


    A tu stok widoczny z Grochowicznej:


    Ulubione zaspy...


    Zaraz zjedziemy:


    Tutaj kilka panoram. Tak w formie dokumentu. Ja zawsze robię dokument, bo artysta ze mnie żaden:)

    Podjazd:


    W lesie w Straszydlu:


    Las w Sołonce i nasze ulubione miejsce postoju:


    Oczywiście jestem na jednym zdjęciu, bo ja je robię.


    Ulubione Piotrka zabawy:
    &feature=youtu.be

    Mapka:

    Mniej więcej, na oko i pi razy dźwi.

    Czas jazdy nieznany, bo popsułem licznik.
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    65.40 km 50.00 km teren
    04:50 h 13.53 km/h
    Max prędkość:60.00 km/h
    Temperatura:-16.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Z górki wbrew grawitacji i mrozikowi! - czyli zjazd ze stoku

    Środa, 1 lutego 2012 · dodano: 01.02.2012 | Komentarze 21

    Stało się to na co przygotowywaliśmy się razem z Piotrkiem, czyli wyruszyliśmy zdobyć stok narciarski w Strzyżowie Łętowni.
    Rano zimno jak cholera, nie chciało mi się wstawać i jechać, bo w łóżku tak cieplutko... Ale trzeba:)
    Ubrałem jak zawsze kalesony, jedne spodnie rowerowe i na to spodenki rowerowe. Pod kurtkę Koszulka rowerowa, bluza rowerowa i jakaś zwykła niezbyt gruba bluza cywilna.
    Rękawiczki jak zawsze. Jesienne Lidlowe z dodatkiem takich cywilnych frotte.
    Buty letnie:D za to dwie pary skarpet.
    Na twarz okulary. Pod kask czapa i tyle.

    Rano było jak zawsze -15. Drzemy sobie zalewem tradycyjnie, potem singlem przy Wisłoku aż do Lutoryża. Wjeżdżamy od wiadomej strony na Grochowiczną. Jedzie się fajnie, ale coś kurde zimno, co dziwne...
    Parę wymachów nóg i rąk oraz herbatka i czekolada dały nam ciepło.
    Na górę jedzie sie przyjemnie bo po śnieżku już ładnie ujeżdżonym i nawet czymś tam sypnęli... ale my mamy kolce:)
    Na samej górze chłopy ładują drewno na tira, a my pakujemy się na zjazd czarnym szlakiem do Czudca.
    Szlak zupełnie niechodzony... no może dwa razy ktoś tam szedł, więc jest masakra. Kręcenie kołami prawie w miejscu i niespodzianki w postaci zaspanych kolein.

    Jakoś udaje nam się zjechać i dojeżdzamy do Czudca. Dalej śmigamy sobie aż do Pstrągowej, niestety szosą. Kolce szumią jak 230V na spięciu:D

    W Pstrągowej zastanawiamy się, czy jedziemy podjazdem terenowym, ale rezygnujemy. Jest nam w miarę ciepło.
    6km podjazdu daje nam troszkę w dupkę, ale przynajmniej jest ciepło. Droga asfaltowa, ale biała i oblodzona, do tego wieje nam z lewego tylca...
    Ludzie w samochodach patrzą na nas jak na świrów...

    Potem juz obok lasu w Łętowni i skręcamy na stok. Ścieżynką wydeptaną w śnieżku:)
    Na górze siedzimy i grzejemy się na słoneczku, pijemy i wcinamy czekoladę.
    Ludzie dziwnie na nas patrzą...

    No i w końcu zjazd:D
    Przyznam się, że bałem się jechac szybciej, bo nie wiedziałem czy jakiś narciarz mi nie wpadnie pod kolce... a rower mam ciężki i kolce ostre:)
    Dopiero w połowie stoku miałem spokój, więc przyspieszyłem...
    Piotrek za to zasuwał ze 70 jak nie z 80km/h, bo ja miałem tylko 60, a na filmie widać że on leci jak strzała:)

    Po rozmowie z kilkoma osobami pytającymi nas czy mamy kolce:P Jedziemy sobie na oślą łączkę, a tam otwarty grill i nawet coś tam się pali.
    To korzystamy i suszymy i grzejemy co mamy.
    Ja przytopiłem nawet podeszwy butów:D Piotrek też grzał nogi.

    Żegnamy się z Łętownią i jedziemy na góre, a w zasadzie pchamy żółtym szlakiem, którym przez pewien odcinek jechał Quad. Reszta nie tknięta przez cywilizację.
    Piotrek wpada w dziurę i mówi, że on chce tu umrzeć z rowerem:P

    Wchodzimy na górę i jedziemy sobie na Pasiekę Jar (kto z Rze i Strz. ten wie). Zjazd przez pola troszkę inny, odśnieżony pieknie:) Wyjeżdżamy koło szkoły w Nowej Wsi.
    Dalej to już nuda asfaltowa. Zimno jeszcze nie jest. Dojeżdżamy do Czudca i asfaltem koło cmentarza śmigamy na miejsce zwane Niechobrz Góra. Potem zjazd terenem równolegle do drogi. Tam czuję, że odpływa mi już energia. Chyba temperatura spadła. Ciemno się zrobiło.
    Włączam lampki, Kona montuje lampkę. Parę wymachów nóg i jest przypływ ciepła. Ręce o dziwo trzymają się dobrze. Co parę km robię wymachy i jest dobrze.

    Dzięki Piotrek za jazdę:)
    Cza być twardym nie mientkim!

    Grochowiczna:




    Dało się nawet jechać:p

    Zaraz zjedziemy:



    Nasze gęby zadowolone:D


    Dobrze że było się gdzie ogrzać...



    I teraz najważniejsze... Filmik:)

    &feature=youtu.be

    Jak zawsze taki troszkę dokument bez napisów, przejść bajerów itd. Prosty film.

    Mapka:


    Dane wyjazdu:
    53.70 km 40.00 km teren
    03:40 h 14.65 km/h
    Max prędkość:45.00 km/h
    Temperatura:-10.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Rydwany na mrozie...

    Sobota, 28 stycznia 2012 · dodano: 29.01.2012 | Komentarze 14

    Żeby ten wpis różnił się od innych, cóż trzeb zrobić, albo wstawić zdjęcie gołej baby na rowerze, albo gołej baby bez roweru...
    No chyba że kogoś interesują rowery:D
    Jeśli ktoś interesuje się pogodą, to powiem, że w Rzeszowie jest w cholere śniegu, albo nawet tyle, że nie da sie praktycznie jechać na przełaj.
    Dlatego zbawiennym jest, gdy jakiś wędkarz specjalnie dla nas, wydepcze ładniutką niezbyt równiutką ścieżynkę, w sam raz na nasze gigantycznie nakolcowane opony.

    Dzisiaj jak co weekend, jazda z rowerowymi twardzielami, którym nie straszne praktycznie żadne warunki. Taka ekipa podkarpackich rowerzystów.

    Mieliśmy jechac na stok w Strzyżowie, ale niestety czas nie pozwolił, więc pojechaliśmy sobie drogami ośnieżonymi, na Wielki Las. W lesie dopadł nas wygłodniały Kona. Jeździ po lesie, wyznając prawdy Bena Gryllsa;) czyli, że jedzenie jest ewryłer (trzeba się tylko przebić przez 30cm śniegu do zgniłej roślinki)

    Główna ekipa to Gunia, Prozak, Łukasz,
    Reszta czegoś tam, będzie na zdjęciach, których pewnie i tak nikt nie obejrzy dłużej niż 0.1s :D

    Ale filmik już można:)


    Gunia wyszedł jak z żurnala...


    Robimy sobie biesiadę

    Ja to ten wiadomo jaki

    W lesie mrozik...


    Kona: Jeeeeść!

    O mało nie zjadł mi aparatu:D

    (Piotrek, ale tak poważnie, to bierz przynajmniej plecak z bułą i wodą)

    Na górze jest super:)


    O i jeszcze bonusowe filmiki:
    &feature=youtu.be
    &feature=youtu.be


    P.S. Dopisałem jeszcze parę km z poprzedniego dnia, bo zapomniałem skasować licznik.
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    38.00 km 30.00 km teren
    02:50 h 13.41 km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:-6.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Zimowa głupawa z Pietrkami :D

    Wtorek, 24 stycznia 2012 · dodano: 25.01.2012 | Komentarze 7

    Pojechaliśmy na niezłą nocną masakrę w terenie.
    Jechał ze mną Piotrek i Piotrek
    Działo się...

    Kona odstawiał niezłe jazdy hehe
    Tym razem dostaliśmy wszyscy potężną dawkę endorfin :D
    Dla takich wyjazdów się żyje ehh...

    Najpierw jechaliśmy przetrzeć szlak nad Wisłokiem, a tam masę śniegu który zmuszał nas miejscami do pchania rowerów. Jazda na bezustannym młynku.
    Potem jakoś udało nam się dostać na Lutoryż i podjechaliśmy na Bibigórę II
    Kona oczywiście zaczął pchać się w tereny...
    Jazda po rowach za to była spektakularna:D

    Reszta na zdjęciach i filmie:

    Jechał, jechał i dojechał:D (i to nie jeden raz...)


    Dziadzio mróz, albo Papa Smerf, jak kto woli :P




    Spokój u drugiego Piotrka, jako przeciwwaga dla pierwszego Piotrka ;)



    Reszta na filmie, który kręciłem trzymając aparat w ręce, więc nie mogłem szybko jechać, a szkoda.



    Bonusowy filmik:D


    Dane wyjazdu:
    32.80 km 25.00 km teren
    02:20 h 14.06 km/h
    Max prędkość:40.00 km/h
    Temperatura:-5.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Piotrek wcina śnieg.

    Niedziela, 15 stycznia 2012 · dodano: 15.01.2012 | Komentarze 8

    Dzisiaj założyłem nową oponkę na śnieg, ale kurde była za nowa, bo jeszcze taka śliska, do tego napompowałem ją do ponad 3 atm i jeszcze pod śniegiem zrobiła się fajna warstwa lodu. Nad zalewem zaliczyłem dwa fajne uślizgi i leżałem wkurzony.
    Piotrek się zalewał ze mnie:) Dobrze było już później w terenie. Jednak opona nie była dotarta i nadal była śliska jak cholera. Mam nadzieję, że trochę asfaltu ją pomierzwi i będzie dobra. Dzisiaj ją zakolcowałem na bokach.

    A Piotrek wcinał śnieg, bo nie wziął bidonu:


    Pojechaliśmy na Przylasek. Koleiny w polu na zjeździe dały nam mnóstwo frajdy...

    Kładka w Budziwoju da się przejść... jeszcze;)
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    41.50 km 35.00 km teren
    03:00 h 13.83 km/h
    Max prędkość:46.00 km/h
    Temperatura:-2.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Imponujące! dystans, średnia... i my :D

    Sobota, 14 stycznia 2012 · dodano: 15.01.2012 | Komentarze 5

    Czyli pierwsza mocniejsza jazda w śnieżku, oczywiście w terenie, bo asfalt to syf.
    Jechaliśmy tradycyjnie żółtym szlakiem na Grochowiczną, czyli sporo przez zasypane, pola.



    Wiało jak cholera i padał śnieżek. Czasem intensywniej.
    To można zobaczyć na moim małym filmiku gniotku:)
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    18.00 km 0.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Po mieście, kaseta i naklejki wlepkowe

    Środa, 11 stycznia 2012 · dodano: 11.01.2012 | Komentarze 13

    Rano piechotą z Jaśkiem obczaić rowery w sklepach. Udało się znaleźć dwa dość fajne za dość niską cenę. Ale wybór padł na Wheelera z NSB. Jasiek, musisz skołować te 5 stówek :D bo będzie żal...

    Potem pojechałem po kasetę dla Michała.
    Później do rodzinnego domu obczaić kompa.

    Po powrocie zrealizowałem mój projekt, czyli wlepe:)

    Taki bajer dl;a zachęty innych bajkerów:) na razie zrobiłem ich 24. Samoprzylepne.
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    118.00 km 6.00 km teren
    05:58 h 19.78 km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:1.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Pierwsza seta i litr na dwóch!

    Sobota, 7 stycznia 2012 · dodano: 08.01.2012 | Komentarze 14

    No to jedziemy panie Piotrku!
    Ale gdzie dzisiaj jedziemy panie Piotrku?
    - a jedziemy sobie w takie fajne miejsce
    - czyli gdzie?
    - w miejsce zwane przez tambylców Prządki, czyli miejsce gdzie wystają takie skały ponad góry.
    - daleko?
    - no będzie z 50km w jedną
    - czad. Jak to dobrze że na polu (podkarpacki slang) jest w miarę ciepło, bo aż 2 stopnie i prawie nie ma wiatru.
    - suuper. No to jedziemy.
    - O kurde Paweł, zapomniałem okularów, poczekasz?
    - jasne Piorek...
    I czekał Paweł nad zalewem, aż Piotrek wrócił.
    Po przejechaniu zalewu, wyjeździe z Boguchwały (Ej Bogu! daj na power) zaczęli gonić jednego bajkera...

    - Piotrek, gonimy gościa! zawsze to jakiś tunel :)
    - W porzo ziomek, ciśnij pedał! (do końca nie wiadomo czy dokładnie to powiedział Piotrek...)
    - Ale zasuwa! Odpuszczamy, bo przecież mamy jeszcze 35km do przejechania

    Gdzieś po minięciu Czudca, nasi bohaterowie tej jakże cudownej wyprawy, postanowili wypić cudowny eliksir...

    - Panie Piotrku, alę mnię się cudnie jedzię!
    - Mnię tęż Panie Pawle!

    - Już niedługo Strzyżów, trzeba wpaść do biedronki... przecież nie po to jechaliśmy by tam nie wpaść.
    - Tak, to był nasz cel, Pawle. Ale jednak warto zaliczyć prządki bo to prawie po drodze. Będziemy mieli z górki po mapie.
    - faktycznie, ale nie obracaj mapy, bo będziemy mieli pod górkę.
    - Spokojnie, znam się na tym, w końcu gegrę studiowałem :D:D

    I tak jechali Ci mężni wojownicy dwóch pedałów i widelców, w krainę pofałdowanych lasów i miejsca gdzie Łukasiewicz wydobywał ropę, gdy w USA biegali jeszcze indianie z Maverickiem.

    - Piotrek, nie wiem czemu Kona nie chciał z nami jechać...
    - też nie wiem Pawle...
    - W taki dzień to nawet Jezus by wstał, gdyby umarł, a Kona żyje, a nie wstał... wstyd to wszelakoż!
    - Przeto dobrze powiadasz Pawle, Piotr Kona mógł przyjechać na swoim węgielnym bicyklu z oponami mlekiem zalanymi. Swoją drogą, cóż za dziwaczna maszyna...

    Nasi dzielni jeźdźcy (jeden na Manguście, drugi zaś na jakimś niezidentyfikowanym poza-pocztowym pojeździe) Pięli się w górę, znaną jako Brzeżanka.
    Mająca 474m wysokości góra, znana była ze zjawisk osuwiskowych.
    Jeden dom nawet zjechał, a właściciel dostał w zamian pole ziemniaków sąsiada...
    Jakaż to była radość, gdy rano obudził się a tu tak łatwo o pyszne frytki! :D

    Dojechawszy na górę Piotr i Paweł, zasiedli na miejscu widokowym i skonsumowali wcześniej zakupioną w biedronce strawę.




    - Cóż za widok Pawle
    - Tak, i dość dobra widoczność... widać nawet Grochowiczną. Nie sądziłem że jest taka duża.
    - Ma niecałe 400m czyli całkiem ok.

    Pojechali dalej.
    Zjazd niczym przez Bieszczadzkie drogi, a na dole cała masa błotnistej brei rozproszonej na całym rowerze i spodniach.

    - Kurde, trochę terenu, a człowiek brudny jak świnia
    - Patrz, tutaj jest grób Admirała Nelsona Keitha zobacz:

    (Admirał Nelson Keith ( 1843-1898 ) angielski geolog i i eksploatator ropy naftowej. Był pierwszą osobą, która zajmowała się wydobyciem ropy naftowej w Węglówce na skale przemysłową. Początki eksploatacji sięgają 1888 roku. W Węglówce pracowali również jego synowie Karol i Edie. Karol był dyrektorem kopalni do 1914r. Obaj bracia wyjechali do Anglii przed wybuchem I wojny światowej. Na nagrobku widnieje napis „Nie ma śmierci. To co za śmierć uważamy, jest tylko przejściem do innego życia.)

    - o kurde blaszka i motyla noga! To również tutaj zaczęła się era ropy naftowej.

    Zmierzając ku suchej górze.


    - Piotrze, ale zacny podjazd.
    - Tak... myślałem że jest dłuższy
    - Ależ jest, przecież tam jest takie chwilowe wypłaszczenie

    Po jakimś czasie dojechawszy już na jakąś tam względną wyższość geograficzną itp, nasi kręcikorbiarze ujrzeli coś jak maczuga z kamienia.

    - Piotrze, już widać, jesteśmy prawie u celu!

    I ich óczom ukazalł się wysoki na paręnaście metrów wielki słup ze skały, wystający poza szczyt góry.
    Minęli jeszcze dwóch niezidentyfikowanych zjazdowców i ruszyli w stronę zamczyska widokowego...

    - Paweł, to po to jechaliśmy tyle w górę, by teraz zjeżdżać?
    - Piotrze, ależ nieee, jeszczę paręset metrów, a będziemy przy zamku, gdzie czeka nas jaskinia na skraju i miejsce na ucztowanie.
    - Zatem jedźmy
    ....

    -Ale piękny widok. Widać Cergową, a Piotruś jakby tam z tyłu. O i Połoniny też są.
    - Tak. Pijmy jedzmy hulajmy, bo radość to wielka!








    Jak powiedzieli tak i zrobili. W ruch poszła czekolada i pół litra wody.
    Tam kończy się historia mężnych rowerzystów, a zaczyna się jazda na ludzie.

    Na dole Piotrek gubi telefon, który rozsypuje się w kawałki, a z góry jedzie samochód i ciężarówa.

    - Piotrek hahaha aaaa! szybko bo zaraz samochód podzieli komóre na jeszcze mniejsze części!
    - Ee i tak jest stara :)
    (to pokazuje, jak wielki spokój potrafi zachować Piotrek nawet w takich sytuacjach)

    Zjazd do Krasnej wydaje się nie mieć końca. Dobre parę km jadą z górki.
    Na dole Paweł stwierdza, że czas już posmarować piszczący z bólu, łańcuch Piotrka, bo jego uszy nie zniosą tego na kolejnych 35km.

    - Piotrek, posmaruję Ci łańcuch, bo normalnie mnie serce boli jak to słyszę
    - nie trzeba, ważne że koła się kręcą
    - ależ trzeba, bo lżej się jedzie na smarze.

    (Smaru smaru, kręcu kręcu, pstryku pstryku - © by Monty Python)

    - no i od razu jest pięknie, a nie taki rudy 102 przez pustynię. Jeszcze stery zajrzę... A co to? Luzy jak stąd do Rzeszowa :O Piotrek, nieładnie tak. Zaraz zniweluję.
    - Ale przecież jest dobrze, koła się kręcą (ale to kwestia czasu kiedy przestaną sasasasa! )

    (kręcu kręcu - © by Monty Python)
    - Gotowe :) Od czego masz swojego mechanika rowerowego.
    - Och dzięki Ci mechaniku rowerowy! uratowałeś moje kulki... w sterach.

    No to jedziemy :)

    - Paweł, to może pojedziemy przez Sołonkę? to chyba będzie krócej, bo tylko jeden raz pod większy podjazd, potem zjazd juz cały czas.
    - Jedziemy.
    ...

    I pojechali dalej, przez Krainę dwóch serpentyn, gdzie Paweł podwoił się by szybciej na nią wjechać, a Piotrek opowiadał jak żałował że kupił korbę SLX (ale już mu przeszło)


    Takim oto sposobem dostali się na samą górę zwanej Przylasek.
    Niżej Budziwój, czyli coś czego nie powinno być na mapie, bo budzi to wuja, a wtedy on zły.

    Zalewem do domu, gdzie na Piotrka czekało 4 batony i masę rarytasów, które musiał sobie samemu ugotować i nawet samemu zjeść.
    Pawłowi pozostała tylko cała Pizza.




    ---------------------------------------------------------------------------
    Musiałem pokręcić się po mieście rowerem, w rowerowych sprawach, dlatego dopisałem te 10km

    Dane wyjazdu:
    42.00 km 0.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Jechałem z wiadrem.... i pod wiadr

    Czwartek, 5 stycznia 2012 · dodano: 06.01.2012 | Komentarze 2

    Duży wiatr, więc pomyślałem że pojadę sobie najpierw pod wiatr, a wrócę z wiatrem (najlepsza opcja na południe).
    No to dalej na Niechobrz górny i zjazd pod wiatr do Czudca. Na zjeździe tak wiało, że musiałem dokręcać do 20km/h, a przy cmentarzu maks to tylko 40km/h i to bez hamowania...
    Widoczność znakomita. Szkoda że nie dało się jechać gdzieś dalej. Pewnie byłoby widać wszystkie okoliczne większe górki.
    Bardo i Chełm jak na dłoni. Kopalina rzut beretem, a Rzeszów w dolinie też tak jakoś bliziutko.
    Pod wiatr trudno było rozpędzić się do 20 i raczej nie siłowałem się z wiatrem. jechałem praktycznie cały czas w okolicach 16-18km/h. Tylko na Kielanówce dałem czadu, bo był boczny.

    Z wiatrem za to bajecznie jak w snach:D naciskam delikatnie pedałka, a tu jadę sobie 34-40. Mocniej to nawet 50km/h :) I tak aż do Rzeszowa praktycznie z Czudca.

    W Babicy montują kolejne lampy uliczne na LEDach. Będzie trochę bezpieczniej. Chodniczek już jest.
    Kategoria Moje zdjęcia