Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kundello21 z miasteczka Rzeszów - Racławówka. Mam przejechane 49843.67 kilometrów w tym 8885.23 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.92 km/h Ale liczy się jakość, a nie ilość...
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Jeździmy pod patronatem Forum Rowerowe Bikeforum.pl :
  • Najlepsze forum 

rowerowe

  • Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy kundello21.bikestats.pl

    Archiwum bloga

    Wpisy archiwalne w kategorii

    Moje zdjęcia

    Dystans całkowity:20147.01 km (w terenie 4756.61 km; 23.61%)
    Czas w ruchu:670:59
    Średnia prędkość:18.68 km/h
    Maksymalna prędkość:76.20 km/h
    Suma podjazdów:31699 m
    Suma kalorii:20000 kcal
    Liczba aktywności:317
    Średnio na aktywność:63.56 km i 3h 35m
    Więcej statystyk
    Dane wyjazdu:
    70.00 km 40.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:-4.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Wilcze, tym razem zaliczone

    Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 18.02.2013 | Komentarze 2

    Kto dzisiaj nie jechał, ten powinien kupić sobie maszynę czasu i wrócić do niedzieli, ponieważ piszę to w poniedziałek :P

    Wczoraj Piotrek napisał mi, że chce jechać oczywiście terenem na Wilcze. Jak wiadomo, miejscówka dość ciekawa do zdobycia, bo większość drogi sam teren i jakieś tam odcinki asfaltowe z 5 domami na krzyż, czyli klasyczna Polska B, a nawet miejscami C. Po drodze jeden sklep.

    Wstałem o 7. O 9 już czekał na mnie Łukasz, czyli jedyny tej zimy twardziel, z którym można jeździć. Piotrek niestety dał w pedałko i zaspał :/
    Pojechaliśmy we dwóch. W Rzeszowie mało śniegu, ale z każdym metrem w pionie, było go więcej. A nawet białe drogi asfaltowe.



    Najgorsze były zjazdy, bo strasznie wychładzały. Podjazdy odwrotnie.
    Jechało się znacznie lepiej, bo śnieg był dobrze ubity i kolce nieźle się wgryzały.

    Najgorzej było już na żółtym szlaku na Patryję. Nie dało się prawie jechać. Mimo, że warstwa śniegu była cienka, jakieś 15-20cm, to był on dośc mocno zmrożony i koła kręciły się w miejscu, a przełamywanie tej warstwy, generowało straszne straty energetyczne. Mieliśmy łącznie parę km pchania.


    Na punkcie widokowym, przywitał nas fajny psiak, który szczekaniem kazał nam sobie rzucać kijami. Rzucałem, aż w końcu mi się znudziło.
    Kilka zdjęć, rzut kijem daleko i spierniczanie do lasu, byle by piesek nie wrócił:P

    Jako że nasze zapasy żywności i picia się prawie skończyły, musieliśmy jechać zielonym do Błażowej. Zjazd w dość głębokim śniegu. Trzeba było jeszcze sporo dokręcać żeby w ogóle jechać. Na szczęście na płaskim odcinku spotkaliśmy 3 osoby, które biegówkami od kilku dni wyjeździły ładny ślad, po którym dało się całkiem fajnie jechać. Podziwiam tych ludzi, bo to jednak ludzie starsi, a śmigają po lesie na biegówkach.
    I znowu, czym niżej tym coraz mniej śniegu. Na dole asfalty już suche i widać trawę. W Błażowej zakupy i kolejny podjazd na Las. Znowu coraz więcej lodu, a jakiś psychol zasuwał jak psychol...

    W lesie był sam lód. Gdyby nie kolce, to pewnie wiele razy bym leżał, lub lądował w rowie. Niestety głupich kierowców przybyło, bo minęło nas w lesie chyba 4 samochody, które ledwo trzymały się drogi. Głupich, bo jechali za szybko jak na warunki, a oni nie mieli kolców.

    Łukasz:


    Na tym terenowa jazda się skończyła. Zjechaliśmy do Tyczyna i dalej już Sikorskiego do domu.



    Dane wyjazdu:
    33.00 km 25.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Dywizjon trzydzieści trzy

    Poniedziałek, 11 lutego 2013 · dodano: 12.02.2013 | Komentarze 3

    Czas jazdy nieistotny...
    Zaatakowaliśmy wzgórze, strzeżone przez kilku uzbrojonych w Poloneza i sanki, oraz babkę. Nasz sprzęt, czyli lekki i ciężki czołg, zdołały przebić się na punkt strategiczny, czyli Kościół warowny św. Magdaleny. Zanim się to jednak stało, czekała nas przeprawa przez pole minowe. Zadeptywaliśmy komuś zboże ozime, ale na szczęście przeżyliśmy potyczkę z babą i jej chłopami z polonezem. Dalej już przesiadka na lekkie sanie, by kontunować zjazd do doliny;)
    Mision sakses :D

    Negatywy z dziennika pokładowego:




    Łukasz za nic miał wroga;)


    Strategia...

    Fajfoklok!
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    9.00 km 0.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Kolejny porąbany wpis

    Poniedziałek, 21 stycznia 2013 · dodano: 21.01.2013 | Komentarze 3

    Rano oczywiście lało na mnie z nieba, a później zamarzało. W serwisie bawiłem się w naprawę rowerka Stamm Cardio PRO. Fajna rzecz. Po kilku godzinach udało się naprawić rower różnymi sposobami;)
    Dla testu, jeździłem na nim chyba więcej niż godzinę. Fajny sprzęt, bo ma pomiar mocy. Niestety skala kończy się na 350W, a ja myślałem że taki słaby jestem i darłem ile mam sił, a tu nic. Ogólnie można ćwiczyć interwały i podjazdy, bo sam sobie symuluje takie coś.
    Osobiście wolę prawdziwy rower, ale z braku czasu i godzina na takim rowerze jest fajna:)

    Ril foto:

    Trochę inne programy...


    Przez takie grzanie, do domu pomykałem jak na wyścigu. Pomimo tego, że zrobiła się straszliwa szklanka, to jakoś przeżyłem dojazd.
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    58.00 km 50.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Prawie Wilcze - i dzisiaj zastanawiam się, czy jestem normalny...

    Sobota, 19 stycznia 2013 · dodano: 21.01.2013 | Komentarze 4

    Napisałem na forum, ale nikt oprócz Łukasza nie chciał jechać. Nawet Miciu, ale jego akurat choroba usprawiedliwiła. Reszta miała problemy z butami, nogami, rowerami, zimnem, sesją, żoną, pracą, a nawet z księdzem :O

    Nie chciało mi się wstawać, ale jakoś poszło. Termosik, energetyk na rozruch, batonik, kanapeczki i ubieram się w mój skafander.

    Przyjeżdżam, a w tunelu już czeka Luk. Pierwsze metry i kilometry, to śniegowe mordobicie. Cały czas padało, a w nocy jeszcze dowaliło z 10cm. Wszystkie drogi białe. Niestety pod spodem zalegała warstwa zmrożonego starego śniegu, który działał lepiej niż hamulec.

    W takich warunkach zdecydowaliśmy jechac bez wodotrysków. Czyli tradycyjnie na Grocho, obczaić jakie są warunki terenowe. Jak dla mnie, dość ok, bo bywało gorzej. Łukaszowi jednak się nie spodobało s i ę ;)


    Po doturlaniu się na górkę, zjechaliśmy już do Babicy, potem podjazd Lubenia, gdzie jakiś kolo chcąc mnie wyprzedzić BMW, niestety zapomniał, że jest zima, a on ma napęd na tylną oś. Miętosił śnieg i miętosił, a ja już dawno znalazłem się na górze. Poczekałem trochę na zwiedzającego okolice Łukasza. Dalej już tylko lepiej. Jak to mawia Marek "czym dalej w las, tym więcej drzew". Staropolska mądrość z którą nijak się nie da niezgodzić ;)




    Skrót dalszych kilomentrów to już taki prosty rekosensans ;)
    Śnieg, człowiek, człowiek z dzieckiem na sankach, człowiek bez dziecka, dziecko bez sanek i sanki bez dziecka, a wszystko to na sniegu! Oraz jeszcze jakiś inny człowiek z łopatą do śniegu oraz również bez.

    U mnie ESP (ekstra super powercośtam) załapał idealnie, jak na ten rower, bo czym dalej, tym lepiej mi się jechało. Niestety Łukaszowi coś się algorytmy pokiełbasiły i było zupełnie odwrotnie do moich;)

    Po przejechaniu przez Las w Sołonce i w ogóle zauważeniu, że na szlaku na Wilcze, jest tylko jeden zasupany ślad samochodu, ogarnęła mię rezyngnancja.
    Łukasz obrał już drogę na północ i ja razem z nim.

    Wycieczka, to dobra rozgrzewka. Trzeba jeździć więcej w terenie, bo zabawa jest przednia...

    Takie są właśnie problemy, gdy spreja dorwie się jakiś analfabeta:

    (Stoję ja)


    Skleciłem nawet jeden filmik. Jak wiadomo, dokument, a nie jakieś tam Where the trail ends:)





    Dane wyjazdu:
    58.00 km 40.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:-5.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Ktoś nie lubi śnieżku?

    Sobota, 12 stycznia 2013 · dodano: 15.01.2013 | Komentarze 7

    Po asfalcie, to faktycznie jest bida, ale za to w terenie cudownie.
    Rano z Markiem i Łukaszem wsiedliśmy w pociąg. Wysiadka w Lubzinie. Od razu pod górkę.
    Jazda w stronę krzyża i po jakimś czasie byliśmy w Borkach Chechelskich.
    Pogoda idealna do jazdy.

    Wyjazd super:) Szkoda, że Marek miał awarię systemu napędowego ;) Ale myślę, że kolano się zregeneruje i będzie fajnie.
    Pozdrower dla faceta który jadąc samochodem, machał i krzyczał "pozdrawiam mistrzów!" Przyjemnie :D
    Musimy robić częściej takie jazdy.

    Rower Marka wyglądał przy naszych jak cud techniki... niestety nie każdego stać na takie luksusy.
    Te rowery w pociągu, to tylko tak na pokaz, żeby ludzie się dziwnie nie patrzyli.


    Ekipa:

    Jedziemy...

    No i krzyż na drogę ;)


    Z Krzyża takie widoczki:


    Winda już jest i pewnie działa, bo brama jest zamknięta na kłódkę. Może na wiosnę da się skorzystać z windy.

    Koleś z drzewkiem fajnie porył nam dróżkę. Chyba lepiej się jechało...


    Wracamy lasami, grzbietem którego nazwy nie pamiętam, bo może i nie ma on nazwy;) Wiem, że górka Kamieniec, to najwyższy szczyt tego pasma.

    Widać takie górki w oddali:


    Mapka:
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    58.00 km 50.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:-5.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Ajron, Ajron men!

    Piątek, 14 grudnia 2012 · dodano: 15.12.2012 | Komentarze 9


    Tytułowy Ajron men!
    (Swoją drogą, schroniło mnie to trochę od wiatru, bo wiało na moje oko z 50km/h i oku było trochę zimno...)

    Chyba jestem głupi, że wybrałem sie sam (bo Piotrek nie zdążył zainicjować programu ubierania, jedzenia i wyjścia).

    Wyjechałem gdzieś przed 10-tą. Od razu uderzyłem zalewem na Boguchwałę. Dalej już standardowo terenem, a nawet tamte asfalty były zupełnie białe.
    W porównaniu do poprzedniego dnia, od razu lepiej mi się jechało. Jednak energetyk z rana daje wiele.
    Na wyjazd zabrałem 5 batonów z lidla oraz termos.

    Na Grochowicznej tylko moje ślady z poprzedniego dnia. Dzisiaj robiłem trzeci:)
    Na podjeździe było mi już tak gorąco, że musiałem się rozpiąć. Ślimacznym tempem wjechałem w końcu na samą górę. Tam czarnym zjechałem do Czudca. Czarny też dziewiczy. Mój ślad był pierwszy, chociaż było trochę niebezpiecznie, bo koleiny niezbyt widoczne, a nawet wcale. Dzikim lasem jedzie się znacznie lepiej.
    Na zjeździe mnóstwo zasp świeżo usypywanych przez bardzo mocny wiatr. Nie mogłem się rozpędzić nawet do 35km/h z dokrecaniem, a normalnie da się tam jechać z 60.


    Cały dzień był taki strasznie wietrzny.

    W Czudcu miałem dzwonić po Michała, ale pomyślałem że chyba nie będzie chciał, bo zimno itd.

    Postanowiłem się przedostać żółtym szlakiem na Zamkową, ale jak przypuszczałem, cały podjazd był masakrycznym pchaniem mojego 20kg kloca w śniegu. Przynajmniej wiatru nie było :P

    Tam jest szlak!


    I tutaj też:


    Później już tylko wiało, zaspy co parę metrów i jeszcze pomimo kolców, wiatr ściągał mnie do rowu.


    Gdzieś tak w centrum tego zdjęcia widać Suchą G.

    Schroniłem się w miejscu na kosz, wypiłem zjadłem batona i jadę:) Muzyczka mi cały czas przygrywała, dlatego miałem super humorek.

    Po drodze przywitał mnie fajny duży psiak. Myślałem że będzie mnie obszczekiwał, ale zaczął skakać z radości. Fajny puchaty był i wcale nie było mu zimno.

    Na asfalcie był sam lód...

    Oczywiście spróbowałem jechać lasem i jakoś mi nawet wychodziło, ale czym stromiej, tym lepiej mi się pchało, a nie jechało;)


    Po wyjściu z lasu, chciałem dostać się na drogę, ale niestety jakimś dziwnym trafem, wszystkie sobie zniknęły w zaspach do poły ud. Do tego cały czas wiało jak na Giewoncie.


    Widzicie te fale śniegu? :D Stałem i patrzyłem tak kilka minut, bo było mi strasznie gorąco po tym pchaniu.

    Dalej też pchałem, niosłem, darłem i zapadałem się od czasu do czasu w zaspach.
    Niestety nie zdobyłem Kopaliny, ale za to znalazłem ciekawy zjazd i to w terenie lasem:D
    Wymęczony pchaniem zjeżdżałem i nawet raz przeleciałem przez kierownicę. Samemu to nie jest już tak zabawnie...
    Zjechałem do jakiegoś miejsca w lesie. Potem jakąś polną drogą i wylądowałem przy kościele... Więcej na mapce.

    Jakimś sposobem dostarłem na czarny szlak koło toru DH i zjechałem do Lubenii. Potem podjazd na Grochowiczną, czyli serpentyna. Czym wyżej, tym więcej śniegu i znowu zaczyna wiać, a droga jest zawalona przesypującym się śniegiem. Znowu wpadam do rowu w zaspę.

    Jechałem już prawie ostatkiem sił. Na miejscu ogniskowym, siadłem sobie w domku i zatankowałem 2 batony ogrzane ciepłym sokiem z termosu.
    Zjazd z Grochowicznej, gdzie kreślę 3 ślad i prawie w domu. W Boguchwale spotykam pierwszego bajkera.

    Kopalina z Grochowicznej:


    Zalew, dom :)

    Miłego.

    A muzyczka jaka mi towarzyszyła, to:
    mix 80 trance compilation mixed by Audionaut - Bardzo fajny mix muzyki trance (nie mylić z techniawą!).
    Oraz koleś, który nazywa się Nacho Sotomayor. Koleś tworzy bardzo miłą muzykę z pogranicza ambientu, elektroniki zmieszaną w stylu... a zresztą zobaczcie sami:

    Oraz najbardziej znany:
    I jeszcze godny uwagi i bardzo przyjemny:

    Gościła również muzyka reggae, czyli kultowy zespół Professor i Tribal Seeds.


    Mapka (rysowana):
    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    1.00 km 0.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Jak zrobić, by zimą na rowerze było ciepło i rower dawał nam mnóstwo frajdy, oraz kondycję. Robimy oponkę z kolcami

    Niedziela, 2 grudnia 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 21

    Będzie to prawdziwy poradnik jeźdźca MTB zimą.

    Pewnie wielu osobom zdarza się zamarznąć na rowerze, ale takimi sztywniakami nie będziemy sobie głowy zawracać. Zajmijmy się żyjącymi, krwistymi kręcikorbkami.
    Wiadomym jest, że lepiej więcej warstw niż jedną grubą. Warto ubierać się na cebulkę. Najlepiej założyć kilka 2-3 bluzy rowerowe letnie, lub jeśli ktoś posiada lux i trendi bieliznę termoaktywną.
    Spodnie najlepiej rowerowe (sam na to wpadłem!) w wersji zimowej, lub znowu ubieramy się na cebule, lub raczej na cebule GMO dab'l root ;)
    Skarpety tak samo, chociaż dobrze kupić narciarskie.
    Najgorzej jest z butami, bo wiele osób nie wyobraża sobie życia bez ukochanych pedałków ze śpręzynkami. Niestety modele zimowych butów SPD są dość drogie, a ochraniacze neoprenowe niezbyt dobre, ponieważ jednak nie izolują dobrze podeszwy i lubią się podwijać podczas dreptania po śniegu, gdy już ledwo żyjemy pchając nasz rower gdzieś w zaspach po jakimś zadupiu.
    Dobre butki to najlepiej cywilne buty zimowe. Niestety musimy je ożenić z pedałami, co będzie w tym kraju nielegalne, lecz w tym przypadku niestety konieczne. Jak w życiu bywa, nie urodzi im się mały but SPD, ale zyskamy coś lepszego niż plastikowy but i masę śniegu pod neoprenem. Będzie nam ciepło. Warto do tego wszystkiego dorzucić noski (taki stary wynalazek, gdy jeszcze nie było SPD). Noski wbrew pozorom wtedy nam się przydadzą, a i umilą nawet lot z rowerkiem w zaspę.
    Dobrze wpakować do buta wkładkę z folią odbijającą ciepło.
    Rękawiczki. Przy -20paru, dobrze mieć narciarskie, lub przynajmniej 2 pary jedna w drugą.

    Czapka, ja wolę gdy śnieg wali po mordzie :D, ale dobrze zaopatrzyć się w kominiarkę z otworem na usta, nos, a nawet oczy. Kominiarki bez tych otworów mogą czasami powodować osadzanie się sopli lodu z pary wydychanej lub innych płynów żelujących nam kominiarkę, bowiem katar to rzecz powszechna, ale da się przyzwyczaić nos do takich temperatur i ten przestanie katarynić nam na wszystko.

    No i teraz kilka sposobów na rozgrzanie organizmu, pomimo zastosowania powyższych zasad.
    -Jeździć terenem
    -warto czasem popchać rower w zaspie (nawet przez 5km)
    -piersiówka z likierem, ale zawsze w zespole z czymś do jedzenia. Najlepiej chałwa, bo nie zamarza i nie jest twardziocha, a pyszniocha. Z likierem to ostrożnie.
    -gdy marzną ręce lub stopy, warto wykonać wymachy rąk i nóg. Krew dociera wtedy do zmarzniętych naczyń krwionośnych i ogrzewa je, a te się rozszerzają i jest ciepluśko.
    -Zapalniczka lub ogrzewacz do rąk na bazie soli krystalizującej.
    -generator i termowentylator - chociaż może być trochę niewygodnie...

    A rower... hmm są różne teorie i legendy, że niszczy się szybciej.
    Prawda jak zawsze dzieli się na 2 równe połowy.
    Pierwsza, to że mamy kiepski rower, który i tak by się popsuł, a woda z solą tylko go dobije.
    Druga, że jeździmy szosą i to gdy są roztopy, a potem wstawiamy zasolony rower do ciepłego pomieszczenia, a ciepło z wodą i solą dopełniają reszty.

    Nie zaobserwowałem żeby sól i woda uszkodziła mi coś w rowerze. Nie różniło się to zupełnie niczym od tego, gdy rower jeździł latem w błocie. Rower spłukiwałem zawsze ciepłą wodą po powrocie.

    Warto też założyć ciężkie klocowate opony i dodatkowo je zakolcować. Cięższe koła nie pozwolą nam się wychłodzić. Gwarantuję, że będą nas dobrze grzały;)

    Zdjęcie archiwalne, z archiwalnego wpisu (tak na zachętę):


    -------------------------------------------------------------------------------------------

    Oponkę trzeba zrobić tak:
    Kupujemy jakieś 200g wkrętów cynkowanych ogniowo rozmiar 3x16 lub krótszy (bo i tak trzeba przyciąć).

    Najpierw trzeba wywiercić dziurki (wiertełko 1-2mm maks). Najlepiej użyć w tym celu miniszlifierki, lub zwykłej wiertarki. Wiertarką nie jest tak fajnie, bo trudniej wycelować i za wolno kręci (wiertara od 2600-6000obr/min, a szlifiera od 20000-35000obr/min).

    Przednia oponka powinna mieć równomiernie rozłożone kolce. Najlepiej gdy stosunek zakolcowanych klocków do niezakolcowanych, to 1:3 lub 1:4 (czyli co 3 lub 4 klocek ma kolec). Tylna opona powinna mieć kolce po bokach i niewiele kolców bliżej środka.

    Do wkręcania wkrętów najlepiej użyć wkrętarki z końcówką. Niestety i tak trzeba ręcznie wcisnąć wkręt, ale później tylko wciskamy i wkręcamy.

    Po zakończeniu wkręcania należy przyciąć wkręty wystające ponad klocki. Mogą wystawać maksymalnie 2-3mm, ale do miasta mogą być krótsze. Myślę że maks 2mm (czyli 2 zwoje śruby nad klockiem).

    Do obcięcia najlepiej użyć tego:

    To są nożyce do cięcia drutu. Jedną ręką spokojnie można obciąć wkręt.
    Kosztują kilkanaście zł.

    Do zabezpieczenia dętki przed przetarciem przez łebek, można użyć starej opony slick, od której odetniemy boczne ścianki i zostawimy sam bieżnik. Dętka jest za miękka i trzeba jej ze 2 warstwy. Najlepiej jednak kupić silikon sanitarny i na dać ciapkę na każdy łebek śrubki.
    Potem zakładamy dętkę i hula :)
    Wbrew temu co się wydaje, kolce wcale tak szybko się nie zetrą. Ja mam moje 2 sezon i jakoś nie widzę ubytków. Zresztą koszt całej operacji nie jest wielki.
    U mnie wyszło:
    -2 oponki po 25zł sztuka
    -wkręty 4.50zł
    -silikon 16zł (duża tuba, zawsze się przyda) W lidlu za 11...
    -nożyce do drutu 15zł.
    -Wiertełko to też jakieś parę zł góra.

    No i jeszcze parę godzin na wykonanie.

    Oponka wygląda tak:

    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    44.00 km 0.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Rzeszów się pali!

    Środa, 28 listopada 2012 · dodano: 29.11.2012 | Komentarze 6

    Nocna jazda z Asią, a księżyc świecił jak gupi;)
    Dlatego też dobrze się zasuwało, bo klimat jazdy prawie jak w dzień, chociaż było ciemno. Praktycznie można było jechać bez lampki, bo wszystko było widać.


    Faktycznie prawie tak wygląda, jakby w Rzeszów przywaliła jakaś atomówka...

    Czas naświetlania 16s przy jakichś tam innych parametrach, chyba iso 1600.
    Ale efekt mnie zaskoczył:)
    Dla porównania, zdjęcie przy prawie normalnych parametrach i z tego samego miejsca:


    Kościółek w Lubenii, obok serpentyn


    Dobrze mi się jechało na zoptymalizowanej oponce. Przytyło jej się do 1.2kg, ale o to chodzi by trenowac, a nie rozleniwić się. Przecież muszę podnieść formę na maratony w przyszłym roku. Za to oponka zyskała odporność na przebicie i z racji tego, że w środku jest druga opona semislick (bez drutów i boków) to brzegi SS się podniosły i wiecej klocków styka się z podłożem, co może skutkuje większymi oporami, ale jakoś inaczej (lepiej) się na niej jeździ...

    Powrót gdzieś przed 23

    Dane wyjazdu:
    116.00 km 60.00 km teren
    08:00 h 14.50 km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Okolice Dynowa z Piotrkiem

    Niedziela, 18 listopada 2012 · dodano: 22.11.2012 | Komentarze 2

    Jak to z Piotrkiem bywa, wyjazd udany, bo duuużo terenu i dzikości.
    Pobudka o 3:30 rano... i jazda o 4:30 na Błażową. Lubię takie nocne dojazdy. Nie wiem czemu inni nie lubią.
    W Błażowej skręcamy na Kąkolówkę i dalej próbujemy jechać nieszczęsnym odcinkiem żółtego szlaku, ale jak to bywa z tym odcinkiem, szybko go gubimy. Powtarzamy scenariusz z wiosennego wyjazdu z Tomkiem i Pawłem.
    Drzemy pod górę przez krzaczory. W lesie jest tyle szronu, że aż biało.
    Po wydostaniu się z lasu, co chwilę trwało, uderzamy jakimiś polami na południowy wschód. Chciałem to ująć na mapce, ale trochę się pokomplikowało;)

    W tym dniu było dużo takich małych połoninek z ładnymi widokami. Jakimś cudem dotoczyliśmy się pod wiatr pod nadajnik niedaleko Izdebek, czy w Izdebkach...
    Potem przy lesie i spotkaliśmy grupę quadowców, ale jakąś chyba lepiej zorganizowaną, bo nawet się pilnowali.

    Dalej rezygnujemy z jazdy na południe, bo jednak nam się nie chce :P
    jedziemy znowu na Północ. Jakoś lajtowo nam to idzie, bez pośpiechu.

    Dojeżdżamy znowu do Błażowej i tym razem kawałkiem zielonego i jakoś tak do Borku terenem. Znowu Quady. Chwilę wojewódzką, potem jakimś fajnym szutrem na Chmielnik i jakimś sposobem na Matysówkę (na mapce tego nie ma...).

    U Piotrka jak wiadomo, wszystko jasno napisane




    Kategoria Moje zdjęcia


    Dane wyjazdu:
    105.00 km 70.00 km teren
    h km/h
    Max prędkość:0.00 km/h
    Temperatura:18.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Kalorie: (kcal)

    Rozpoczęcie sezonu rowerowego :D

    Sobota, 20 października 2012 · dodano: 24.10.2012 | Komentarze 5

    Ostatnio było ognisko na zakończenie sezonu, a wiemy dobrze, że sezon trwa bez przerwy i tylko leniuchy nie śmigają cały rok.
    Po wstępnym umówieniu się z chłopakami na www.forum.rowery.rzeszow.pl wyjruszylyśmy w znane i bardziej znane;)
    Widoczki ze Strzałówki:

    Na ostatnim planie jakaś górka Obok Gorlic,a tak to Czrnorzecko-Strzyżowski park Krajobrazowy.
    Widok na zachód.


    Jakieś górki w okolicach Domaradza, czyli widok na Wschód.

    Na początku oczywiście coś musiało pokrzyżować moje niecne plany (he he) i złapałem dość spore rozcięcie dętki. Od razu wymiana.
    Jedziemy grupą składającą się z Łukasza, Michała, Piotrka K, Krystiana, Maćka i Tomka P. Tradycyjnie Piotrek W. (kona) zaspał i gonił nas od Rzeszowa do Sołonki, chociaż nie musiał.

    Singiel przy wisłoku to dobra rzecz, pod warunkiem że jest sucho. Już po paru km rowerki zostały uwalone podkarpackim błotkiem, a to lubi się trzymać.

    Pierwszy stromy podjazd na mały tor do DH w babicy i wszyscy czują nogi.
    Dalej już szutrami do Sołonki, gdzie na przystani czekają na nas Michał (Michaelao) i Piotrek W. (Kona) - same koksy:P


    Chwile gadamy... aż za długo. Wiadomo jak to jest:)

    Jazda Szutrami w stronę Rezerwatu Wilcze.

    Niestety wydarzył się wypadek. Wróbelek wpadł mi prosto w kask i okulary i chyba porzadnie oberwał, bo upadł. :(

    Pomimo tego straszliwego zdarzenia, jedziemy dalej.
    Podjazd pod Wilcze spowodował, że grupa rozciągnęła nam się jak guma od majtek.
    Chłopaki którzy jechali z nami pierwszy raz chyba nie spodziewali się takiego tempa. Kilka razy pytam sie ich czy dadzą radę. Jest ok chcą jechać:)


    Dojeżdżamy na Wilcze, czyli jakies 506m górka.
    Tam chłopaki próbują mnie wysadzić na ławeczce, ale niestety zastosowali za małą dzwignię:D (nie udało wamsie! :P)

    Jak tak teraz patrzę na to zdjęcie, to wyglądam jak ofiara, lub raczej jak przestępca;)

    Kręcą się jak pokręcańcy:P

    (chyba wstydzą się siebie...)


    Zjazd do... gdzieś tam w dół i czekamy aż chłopaki znajdą bidony, które im właśnie wypadły. Podjazd i śmigamy sobie przez Las jakimś nowym szlaczkiem.
    Z prawej wielkie psiska do nas biegną.
    Okazało się, że jest całkiem fajny widok i super zjazd po trawie w dół. Dojeżdżamy do głównej drogi na Domaradz. No to tylko jeszcze podjazd na Strzałówkę i gotowe.

    Jak się okazało, droga gruntowa zbudowana została chyba z jakiegos kleju, bo praktycznie ściągała mi buty. Oblepiała wszystko, a i tak dobrze że było w miarę sucho. Chwile udaje się podjechać, ale niestety nie chce mi się:P Pcham do samej góry.

    Niestety część ekipy, czyli Maciek i Krystian, gubią drogę (albo już im się nie chce pchać pod górę) i piszą mi, że zawracają do Rzeszowa szosowo. Z jednej strony ok, ale z drugiej strony szkoda że nie zdobyli tej góry.
    Jednak trzeba ostrożnie mierzyć zamiary na siłę;)

    Na górze chłopaki już wytwarzają ogień. Jak to miło:) Piotrek W. też nie próżnuje.



    Żremy kiełbaski, a po chwili przyjeżdża do nas samochód terenowy z tubylcami, którzy stworzyli to miejsce.
    Goście wyciągnęli agregat, głośnik i coś do popicia;)

    Oczywiście muzyczka tez jest:
    &feature=youtu.be

    Chwile z nimi rozmawiamy...

    Zbieramy się.

    Zjeżdżamy drogą podobną do podjazdowej, ale jest niezły czad:) Porzadny zjazd i w dodatku nieznanym terenem. Jakoś tak się stało, że pojechaliśmy lepszą praktycznie nieubłoconą drogą. Zasuwam za Piotrkiem.

    Przy skrzyżowaniu na Lutcze, zmieniamy zdanie i jedziemy w lewo, a tam fajny podjazd. Coś w stylu Pruchnikowej Golgoty.
    Też trochę pchania i do tego ciepło jak w lecie, bo to akurat południowa strona.
    Na szczycie fajne widoczki.



    Jedziemy cały czas jakimiś polami, trochę szutrami.
    Niestety przez ten zapał do górek, nie wstąpiliśmy do sklepu, a nie mamy kontaktu z cywilizacją. Udało nam się znaleźć bardzo ciekawą agroturystykę. Warto tam wpaść.
    Miła pani użyczyła nam wody i napełniliśmy nasze bidony i bukłaki.

    Parę km od agro, Łukasz kapnął się, że zostawił tam okulary. Wracają się po nie.
    Później juz standard. Czarny szlak, żółty szlak, oczywiście trochę pozarastany :)

    Ja z Piotrkiem i Michałem jedziemy na czudec, a reszta ekipy chyba szosą przez Lubenie.

    Ciemno...
    Michał jedzie do domu, a ja z Koną jeszcze czarnym do Lutoryża. Boguchwała i dom.


    Mapka: